środa, 25 grudnia 2013

Przyzwyczajenie

Przyzwyczajenie wszystko zmienia !!!



Przyzwyczajenie wiele ma twarzy, wiele matek i na pewno każdy z nas może wymienić co najmniej kilka z nich. Przyzwyczajenia bywają mniejsze i większe, bardziej i mniej nam świadome. O istnieniu niektórych dowiadujemy się dopiero gdy zabraknie nam obiektu, stanu, okoliczności, które stale były i stały się dla nas tłem rzeczywistości.  


Przyzwyczajenie określane jest jako "czynność zautomatyzowana, której wykonanie wypływa z odczuwanej potrzeby, np. przyzwyczajenie do jedzenia w określonych porach. 
W razie niemożliwości postępowania zgodnie z przyzwyczajeniem człowiek ma nieprzyjemne odczucie."

Według mnie jest to też stan gdy nie mamy wcale potrzeby robienia danej rzeczy a robimy ją bo robimy ją zawsze, np. mycie zębów po posiłku. Tak zostaliśmy nauczeni i stało się to rytuałem. 
Są też przyzwyczajenia, które wynikają z najprostszego pojęcia własnego komfortu. Są to działania dzięki którym jest nam dobrze, dzięki którym się relaksujemy i odpoczywamy. Ja, np. czuję się bardzoooo dobrze gdy mogę w ciszy posiedzieć na swoim wygodnym fotelu ale równie dobrze czuję się słuchając głośno ulubionej muzyki. Moim przyzwyczajeniem jest więc tutaj dobór otoczenia do mojego wewnętrznego stanu i świadomość co chcę dzięki tym doznaniom osiągnąć. Mogę się dzięki mojemu wyborowi wyciszyć lub rozruszać i podnieść poziom energii ;)

Przyzwyczajenia są czymś co nabyliśmy w trakcie życia, w trakcie przebywania z ludźmi 
i uczenia się świata. Nikt z nas nie rodzi się przyzwyczajony do czegokolwiek ale umiera ze sporym zapasem "potrzeb". 
Przyzwyczajamy się do ludzi, zapachów, miejsc, stanów emocjonalnych.
Gdy zabraknie nam ulubionej herbaty czujemy często niepokój i pojawia się stan gdy wiemy, że żadna inna herbata nie jest w stanie nas już teraz zadowolić ;) Niby śmieszne ale bardzo prawdziwe.

Przyzwyczajamy się, że w naszym domu zupa ogórkowa jest bardziej kwaśna niż w restauracji i dlatego nie smakuje nam tak dobrze ;) Zupa oczywiście jest wyśmienita ale przyzwyczailiśmy się do innej i ciężko jest nam nie oceniać tej którą mamy na talerzu.
Przyzwyczajamy się, że żona robi nam kanapki do pracy i gdy jednego dnia ich nie zrobi to jesteśmy źli bo jak to może być że kanapki zawsze były a dziś ich nie ma ;)
Przyzwyczajamy się, że w naszym domu chodzi się spać o 24:00 i o 22:00 w obcym domu nie zaśniemy ;)
Lista nawyków jest długa i jeszcze dłuższa a każdy z nas ma swoją.

O co mi jednak chodzi z tym przyzwyczajeniem, dlaczego o tym piszę. 
Zatem tak:
obserwując świat, mój i ten wokół mnie, dochodzę do wniosku, że przyzwyczajenia częstokroć utrudniają życie i komplikują stany emocjonalne. Odbierają radość z przeżywania chwil tylko dlatego, że skupiamy się na tym co już poznaliśmy i trudno nam otworzyć się na to co nowe tak aby obyło się bez porównywania.
Nie potrafimy docenić, dostrzec do końca piękna, chwili, miejsca, rzeczy bo nasza uwaga zwrócona jest w stronę tego co mamy w pamięci jako najlepsze. Nie jesteśmy na 100% tu i teraz a tam gdzie chcielibyśmy być być przecież nie możemy ;)

Ja, np.  przyzwyczaiłam się do pisania wszystkiego na karteczkach i planowania rzeczy, które mam zrobić i jak czegoś nie zapiszę to wydaje mi się, że o tym zapomnę. A fakt jest taki, że nie zapomnę bo to ważne i tak czy tak będzie mi się kręcić po głowie dopóki tego nie zrobię. Ale przyzwyczajenie jest i dzięki niemu pewien komfort ;)

Tak, a chodzi przecież o to aby nie skupiać się na pierdołach, przeżywać każda chwilę całym sobą, delektować się tym co jest nam dane doświadczać tu i teraz. Cieszyć się, że zupy ogórkowej nie musieliśmy sami robić a ktoś ją dla nas przygotował i nawet podał pod usta :)

O ile łatwiej gdy nie przyzwyczajamy się do ludzi i miejsc i nie uzależniamy naszego samopoczucia od tego czy jesteśmy tu czy gdzieś indziej, z tą czy z tamtą osobą? Oczywiście to bardzo ważne czuć się dobrze w towarzystwie konkretnej osoby czy w konkretnym miejscu ale nie jest już tak fajnie gdy nie potrafimy czuć radości z dnia tylko dlatego, że brakuje nam "zestawu pierwszej potrzeby".

Jak we wszystkim, tak i tu, chodzi o równowagę czyli znalezienie granicy w tym jak bardzo oddajemy siebie na rzecz naszych emocji a jak mocno zdajemy sobie sprawę z tego, że potrzebny jest nam do wszystkiego dystans by łapać radość z tego co jest :)

Świąteczny czas mamy więc z przyzwyczajenia znaczna część Polaków teraz pewnie ogląda Kevina ;) 

Wszystko co jest w równowadze jest dla nas dobre.

Daria :)






czasem ułatwiają życie bo

sobota, 21 grudnia 2013

Kobieta a mężczyzna

Płeć czyni różnicę !!!

Tyle ile ludzi, tyle charakterów. Tyle ile ludzi w danej płci, tyle spostrzeżeń, uwag, przeżyć
i swoistych mądrości i przemysleń.

Ludzie różnią się od siebie mniej lub bardziej. Charaktery są mniej lub bardziej zbliżone, stąd większa lub mniejsza łatwość w dogadywaniu się i życiu przy sobie, ze sobą, bez siebie.

Kobiety bywają kobiece lub dziewczęce, mężczyźni bywają męscy lub mniej męscy.

Płeć piękna zazwyczaj ma podzielność uwagi, jest emocjonalna, wrażliwa i gubi się w terenie. Lubi drobiazgi i dodatki, w szafie chowa połowę dobrze uposażonego sklepu.

Męska część populacji zazwyczaj skupia się w danym momencie tylko na 1 rzeczy, potrafi analitycznie i rzeczowo podejść do sprawy oraz ma bardziej wrażliwy smak i węch dlatego większość sławnych kucharzy to mężczyźni.

Kobiety najczęściej patrzą sercem, mężczyźni rozumem.
Kobiety są drobiazgowe a mężczyźni postrzegają rzeczy jako ogół.
Kobiety widzą drugie i trzecie dno sprawy oraz mają bardzo rozwinięty płat mózgu odpowiedzialny za fantazjowanie i tworzenie przeróżnych historii. Mężczyźni NIE uważają za NIE a TAK za TAK. Widzą wszystko w kilku podstawowych kolorach, nie są w stanie pojąć że kobieca negacja może być potwierdzeniem.

Żadna kobieta nie zrozumie mężczyzny a żaden mężczyzna nie pojmie kobiecego spojrzenia na świat.
Kobieta 5 razy rozpłacze się na bajce a 10 na melodramacie a mężczyzna 5 razy podskoczy na fotelu oglądając film akcji.

Nie są to oczywiście sztywne zasady ale pewne tendencje przejawiające się u większości kobiet czy mężczyzn a które uwarunkowane są nie tylko genetycznie ale wynikają z innej budowy mózgu.


Jesteśmy różni, my kobiety i Wy mężczyźni. Nie jest sztuką starać się wejść w skórę drugiej osoby i zrozumieć jakimi prawami się ona rządzi. Sztuką jest akceptacja tej inności i pełne przyzwolenie na swoiste dla danej płci reagowanie na dane sytuacje czy ludzi.

Naturalne jest jednak to, że chcemy wszystko zrozumieć i sobie umieć wytłumaczyć dlaczego jest tak skoro my to widzimy inaczej. Bardzo normalne jest, że porównujemy i jesteśmy w stanie dostrzec czasem przepaść pomiędzy kobiecymi a męskimi odczuciami tej samej sprawy. Aby nie komplikować sobie jednak życia, nie wzbudzać negatywnych emocji rozczarowania i żalu nie zakładajmy niczego i nie oceniajmy. 

Bierzmy ludzi takimi jakimi są, z ich zaletami i wadami, z ich troskami i radościami, z ich kobiecą albo męską naturą, z ich człowieczeństwem, które jest wyjątkowe bo każde jest inne.
 

Kochajmy kobiety za ich kobiecość, mężczyzn za ich męskość a wszystko będzie w należytej równowadze :)

Daria :)


 

poniedziałek, 16 grudnia 2013

O wierze

Katolik, Buddysta, Świadek Jehowy Ateistą- człowiek !!!

 
Większość z Nas wychowana została w jakiejś wierze. W Polsce znaczna część to katolicy, którzy zgodnie z danymi z 2011 roku stanowią niemal 87%. Daleko daleko w rankingu jest prawosławie(1,3%), protestantyzm i świadkowie Jehowy (0.3%), buddyzm (0,04%), islam (0,013%), judaizm (0,004%).

Rozmawiając z ludźmi w moim wieku, młodszymi lub starszymi ode mnie, czy to w pracy czy "gdzieś tam", często słyszę, że są oni katolikami nie praktykującymi. Zostali zatem wychowani w domach gdzie obowiązuje wiara katolicka, uczestniczyli w nabożeństwach niedzielnych z rodzinami, zostali ochrzczeni, większość też jest bierzmowana. Im dalej szli 
w życie i dalej byli od domu, tym dalej im było do kościoła i na niedzielną mszę. Obce stały się modlitwy dziękczynne, poranne Aniele Boży i praktyka.  

Oczywiście poznaje też ludzi głęboko wierzących, dla których ich wiara to skarb i pełen pakiet wskazówek i rad zapewniających szczęśliwe życie. Tak naprawdę to uważam, że to cudowne, mieć w sobie te wiarę i to przekonanie, to zawierzenie, czuć ten niesamowity spokój wynikający z pewności, że jesteśmy chronieni i wszystko jest zgodne z planem. Uważam także, że każdy z nas na pewnym etapie życia ma prawo weryfikować, poddawać próbie, rozważać też inne opcje bo przecież to wszystko czego się dowiemy o sobie samych rozwinie nas i poszerzy nasze horyzonty.


Gdy ludzie odchodzą od wiary można by sobie zadać pytanie dlatego się tak stało. Dlaczego człowiek, któremu wpojono do głowy 10 przykazań, od którego wymagano życia zgodnie
z kodeksem wiary, staje się tylko jej odbiorcą a nie uczestnikiem? Można zastanowić się co takiego niesie w sobie dana wiara, że ktoś od niej odchodzi? Można zastanowić się czy jest możliwe w nic nie wierzyć i nie odczuwać potrzeby modlitwy? Można dyskutować na temat tego kto czego potrzebuje by uwierzyć albo co się musi wydarzyć aby zaczął szukać swojej drogi do wiary. 

Można też zadać sobie pytanie czy warto o to wszystko pytać i drążyć temat, który nas nie dotyczy. Bo tak właściwie chyba najlepiej dać dorosłym ludziom wolną wolę i dbać wyłącznie
o własną wiarę i przekonania :)

Każdy z nas świadomie powinien wybrać swoją drogę i zawsze czuć się dobrze z wyborem którego dokonał. Nie czuć się napiętnowanym z powodu wyboru wiary tej czy innej bo zawsze przecież chodzi o człowieka i jego dobro. Można wierzyć w gwiazdy, w Boga, w siłę kosmosu... Jeśli dobrze nam z nasza wiara i czyni ona z nas lepszych ludzi to trwajmy w niej.


"Istnieją dwa poziomy duchowości, z których jeden związany jest z przekonaniami religijnymi. Na tym świecie żyje pięć miliardów ludzi o bardzo różnych umysłowościach, w pewnym sensie potrzebujemy więc pięciu miliardów różnych religii. Wierzę, że każdy powinien wstąpić na taką ścieżkę duchową, która najlepiej pasuje do jego stanu umysłu, naturalnych skłonności, temperamentu, przekonań, wartości wyniesionych z domu rodzinnego i korzeni kulturowych."

Daria :)

czwartek, 12 grudnia 2013

Pielęgnowanie relacji

"Musisz być odpowiedzialny za to co oswoiłeś."

To zdanie Antoine de Saint-Exupéry bardzo pasuje mi do opisu modelu budowania 
i podtrzymywania relacji międzyludzkich. 
Uważam, że jeśli kogoś "oswoiliśmy", że jeśli "dopuściliśmy" go do swojego życia i mówimy 
o nim jako o kimś kto jest dla nas ważny i relacja z nim jest dla nas istotna, to rzeczą naturalną staje się dbałość o to co zostało stworzone.

Nikt nie jest niczyją własnością, nikt do nikogo tak naprawdę nie należy a więc oswojenie ma tutaj dla mnie jedynie znaczenie dopuszczenia kogoś do swojego życia.

Mówiąc że ktoś jest nam bliski, że jest naszym przyjacielem czy też bliską i ważną dla nas osobą troszkę jakby decydujemy się i zaświadczamy że będziemy podtrzymywać tę więź i poprzez stały kontakt budować ją i umacniać. Nie da się bowiem podtrzymać żadnej relacji tylko na intencji i chęciach. Nie można zbudować życia tylko na marzeniach. W obu tych przypadkach musi pojawić się działanie.

Jeśli chcemy tworzyć szczere i głębokie relacje, potrzebujemy czasu i zaangażowania się w nie. Potrzebujemy spotkań, rozmów i aktywności.  Nie możemy oczekiwać, że ktoś będzie zawsze i wszędzie na nasze zawołanie bo przecież każdy ma swoje priorytety ale możemy być pewni, że jeśli z całego serca w coś wchodzimy to otrzymamy to samo w zamian. Dobro przyciąga dobro a czas poświęcony budowaniu przyjaźni jest jej fundamentem i czyni ją prawdziwą.

Jeśli na kimś nam zależy to zawsze mamy dla tego kogoś czas, to on staje się naszym priorytetem. Ten ktoś wie, że jest dla nas ważny nawet jeśli mu o tym nie mówimy. Ta relacja istnieje bo inwestujemy w nią swoje emocje, uczucia i czas. Jeśli zabraknie nam jednak czasu na drugiego człowieka to po pewnym czasie może go już nie być.


Ze słomianym zapałem nigdy niczego trwałego się nie zbuduje.


Daria :)

 

środa, 11 grudnia 2013

"Dorosłe dziecko"

Dobrze gdy w dorosłym jest nadal trochę z dziecka.

Tak sobie myślę o moim życiu i życiu ludzi którzy są bliscy mojemu sercu i stwierdzam, że jedną z rzeczy, która czyni nas sobie takimi bliskimi jest właśnie posiadanie w sercu nas wszystkich wewnętrznego dziecka, dystansu do życia i wielu jego aspektów.


Powszechnie wiadomo, że z kim przystajesz takim się stajesz. Faktem też jest to, że aby 
z kimś chcieć przebywać, aby czuć potrzebę poznawania go, musi pojawić się jakiś wspólny mianownik w tym jak dwie osoby patrzą na życie i jakim wartościom hołdują.

Nie zdarza się aby ludzie mieli w gronie swoich bliskich znajomych ludzi których nie lubią 
a jeśli tak jest, to nie pytajcie mnie dlaczego bo nie mam pojęcia ;)


Wewnętrzne dziecko kocha życie. Bawi się wszystkimi dostępnymi w swojej piaskownicy zabawkami z wielką radością a każdej zabawie oddaje się w 100%. Gdy chce spróbować czegoś nowego po prostu robi to z wielkim zaciekawieniem i błyskiem w oku. Nie boi się wysokich schodów, głębokich dołów ani rzeczy nieznanych. Gdy czuje potrzebę przytulenia się- robi to. Gdy ma ochotę płakać- płacze. Jada lody jak szalone :)

Wewnętrzne dziecko jest ciekawe ludzi, świata, rzeczy nowych. Nie ma dla niego barier ani murów. Kocha bez oczekiwań, nie ocenia, daje tyle miłości ile zdoła.
 
Ja i moi znajomi mamy w sobie "coś" z tego dziecka. Jedni mniej, inni więcej- każde dziecko wyjątkowe i najwspanialsze :) Takich nas kocham. Wiem, że chcę o to dziecko dbać do końca świata i jeden dzień dłużej. Cieszyć się z drobiazgów, przeżywać chwile ulotne jak motyle, celebrować miłość i bujać w obłokach. Marzyć o niebieskich migdałach, wyjadać nutellę ze słoika palcem, nosić ubrania które lubię a nie które mi wypada mając lat X lub Y. Przebywać z ludźmi którzy w ciszy potrafią mi najwięcej powiedzieć.

Życie można przeżywać "na spince",  że nie wszystko jest zgodnie z tym jak sobie je planujemy albo pozwolić sobie na "efekt zaskoczenia" i cieszyć się niespodziankami od losu ;)


Osobiście uważam, że życie dobrze przeżywa się mając do niego dystans i nie traktuję się go zbyt serio i z lekkim przymrużeniem oka ;)

Daria :)

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Porządek myśli

Porządek albo jest albo go nie ma ;)


Z obserwacji samej siebie doszłam do wniosku, że porządek w głowie przekłada się bardzo często na porządek w moim otoczeniu. Jestem osobą pedantyczną i lubię mieć wszystko na "swoim" miejscu i tak naprawdę nawet nie wiem jak to jest mieć bałagan, czy nie móc kogoś zaprosić do mieszkania bez wcześniejszego zapowiedzenia się. Kocham tak mieć i uważam, że jest to super super ale tym bardziej wiem też,  że coś w mojej głowie musi siedzieć jeśli pewne rzeczy nie są robione tak dokładnie jak to jest w moim zwyczaju ;) Gdy zaczynają mi po głowie kręcić się różne rozpraszające wewnętrzny spokój myśli potrafię, np. 2 dni nie ściągnąć suchego prania ze sznurków.

Dla niektórych może to być śmieszne lub straszne, dla innych całkiem zrozumiałe. Bo co tak naprawdę jest złego w tym, że pranie wisi 3 dni a nie 1 czy 2 dni? 
W sumie jeśli ma się inne ciuchy oprócz tych suszących się, to nic się nie dzieje ;)
Chodzi jednak o świadomość tego, że ja ZAWSZE robię to tak, że taki jest mój rytuał, pranie schnie a ja od razu je zbieram :)

Gdy myśli mam ułożone, duszę mam spokojną i wyciszoną, wszystko działa jak w zegarku: jest czas na książkę, na muzykę, na trening, na ludzi. Gdy zaczynają się rozkminki i zachodzą w moim wnętrzu, bardzo czasem subtelne zmiany, te rzeczy nie zawsze działają tak jak powinny. Nagle brakuje czasu na książkę choć doskonale wiem, że pieści to moje serce, nagle pranie wisi dłużej- bo przecież nic się nie dzieje, że tak jest, nagle pewne rzeczy mogą stać się mniej ważne choć tak naprawdę są najważniejsze i są podstawą.

Dlaczego o tym piszę? Bo wydaje mi się, że tak jest nie tylko u mnie. Że, nie tylko ja odkładam na później sprawy ważne i rzeczy, które standardowo są na teraz a zaczynają mieć dłuższą datę ważności.

Wiem już, że jest to efekt małego bałaganu w głowie. Wiem, że jest to czas, w którym mogę trwać jeśli tylko chcę ale fajnie jest, jak jestem w tym świadomie i wiem czego to jest efekt. Jak to mówią- prawda Cię wyzwoli ;) 

Przecież nie jest nigdzie powiedziane, że trzeba wszystko robić tak jak się robi zawsze i że odejście od harmonogramu jest karalne. Jeśli chcemy płakać-płaczmy, jeśli chcemy mieć stertę papierów, które miały być zrobione tydzień temu- miejmy ją, jeśli chcemy się obijać i nic nie robić- róbmy to- to wszystko jest dla nas dobre bo jest nasze i tego najwidoczniej chcemy na tę chwilę.

Ja jednak już wiem, że odejście od swoich standardów na więcej niż 50 m jest znakiem tego, że coś jest na rzeczy i że pora zmierzyć się z własnymi myślami i powiedzieć sobie głośno, że jest coś co chcę sama ze soba przegadać aby być spokojną i w równowadze z sama sobą.


Pytanie na dziś:
Czy uciekam od rzeczywistości i obowiązków gdy coś jest dla mnie niewygodne i gdy coś mnie w środku mnie niepokoi?


Życzę Wam i sobie porządku po swojemu.
Daria :)

czwartek, 28 listopada 2013

O cykliczności życia

W życiu jak na diabelskim młynie, raz u góry raz na dole !!!

Obserwując swoje życie zauważam jedną tendencję: powtarzające się lekcje do przerobienia, emocje, które wałkować muszę kilka razy, sytuacje, które już znam bo miałam z nimi do czynienia choć już z nieco innej na nie patrzę perspektywy bo pewne nauki już pobrałam ;)

Wiem jednak, że życie na tym właśnie polega, że nieprzerobione do końca rzeczy wracają do nas po pewnym czasie i upominają się o uwagę. Działa to tak, że jeśli nie poświęciliśmy czemuś co nas dotyczy zbytniej uwagi, to jak bumerang wróci to do nas za jakiś czas. Wtedy mając pełną świadomość że znamy już tę sytuację możemy chcieć udawać że jej nie ma lub wziąć za nią odpowiedzialność i zmierzyć się z nią a dokładnie z samym sobą.

Gdy znamy się na tyle dobrze, że jesteśmy w stanie powiedzieć co nas relaksuje, co nas buduje, co "robi nam dobrze" powinniśmy z równie dużą łatwością powiedzieć co jest w stanie nas rozproszyć i wprowadzić w stan wewnętrznego bałaganu i chaosu. Znając siebie jesteśmy w stanie wyodrębnić swoje pola do poprawy oraz cechy które pielęgnowane są w stanie uczynić z naszego życia raj na ziemi :)

Jako że życie to dualizm, to mamy w nim do czynienia zarówno ze stanami euforii jak i tymi 
z drugiej strony barykady gdy czujemy stanowczo spadek formy i wszystko dookoła je fuuu 
i bleee. To też jest dobre a wręcz naturalne ale tylko do momentu gdy nie przeradza się to 
w stan permanentnego widzenia dziur w całym i użalania się nad swoim życiem.
Jako że jesteśmy kowalami własnego losu to właśnie w momencie gdy nasza kondycja nie jest najlepsza mamy największe pole do popisu i to właśnie wtedy mamy czas by zastanowić się nad wyborem dalszej drogi działania i brnięcia w padoł łez lub w krainę pracy nad sobą.

Dziś przerobisz jedną lekcję z życia i na następnej będziesz już mądrzejszy o wiedzę którą posiadłeś ;) Temat być może do Ciebie wróci ale to będzie już tylko powtórka i szybko opanujesz sytuację i Twoje życie wystawi Ci 5+ za solidność i konsekwencję :)


Tego Tobie i sobie życzę- szybkiego uczenia się samego siebie i uważnego przyglądanie się zmianom w nas zachodzących po tym jak lekcję odrobimy na 5+


Daria :)




poniedziałek, 25 listopada 2013

Ideał

Do ideału warto dążyć !!!


 Zgodnie z tym co znalazłam w sieci, ideał to:

1) doskonałość, wzór doskonałości.

2) najwyższy cel dążeń i pragnień ludzkich w jakiejś dziedzinie.

3) koncepcja bardzo trudna lub niemożliwa do realizacji, choć bardzo pożądana.

Wszystkie 3 opcje mają w sobie to "coś" co według mnie określa to właśnie słowo. 

1 punkt wydaje mi się być tym, który z ideałem kojarzy się największej części populacji. 
2gi osobiście najbardziej przypadł mi do gustu bo w mojej opinii łączy się z rozwojem
i dyscypliną w dążeniu do założonego celu. 
3ci jest bardzo trzeźwym spojrzeniem na to o czym rozważa punkt 1wszy ;)

Tworzenie ideałów jest rzeczą bardzo normalną i powszechną i o ile łączy się z punktem 2 to już na starcie stanowi coś osiągalnego, realnego, coś o co warto zawalczyć.

Punkt 1wszy stanowi dobre pole do dyskusji i zazwyczaj wywołuje malutką rewolucję
w kwestii tego czy ideały istnieją i czy w ogóle warto ich szukać. Pewnie nie raz rozmawialiście o tym jakie sami macie ideały i czy sądzicie, że są ona bardziej kwestią Waszej wyobraźni czy czymś osiągalnym. Wiem też z własnego doświadczenia, że im mamy więcej lat tym wyznaczniki ideału ulegają lekkim modyfikacjom bo mamy na koncie kolejne doświadczenia, nowe przemyślenia, itp.
Zdarza się, że słyszymy też że za wysoko mierzymy albo że marzymy o niebieskich migdałach ale przecież to nasze ideały i nie muszą podobać się wszystkim dookoła ;)

Jak to się mówi: "Wszystkim nie dogodzisz" ;)

Ciekawy jest punkt 3ci gdzie tak naprawdę dajemy sobie przyzwolenie na myśl, że tylko bujamy w obłokach i patrząc realnie na sprawę nie możemy mieć tego co cieszy tak mocno nasze serce.

A ja uważam, że warto mieć ideały, że dlatego to pojęcie się pojawiło w formie rozumianej pod punktem 1wszym i 2gim aby mierzyć wysoko, wyznaczać sobie ambitne cele, marzyć bez granic i działać tak skutecznie aby codziennie choć troszkę być bliższym tego naszego ideału :)

Nie jest ważne czy chodzi o nasz ideał piękna partnera czy partnerki, nie ważne czy chodzi 
o ideał naszej rodziny, naszego domu, pracy, kondycji fizycznej... Ważne aby nie poddawać się gdy już ten wzór mamy w głowie i dążyć do niego bo jest on nasz i zawsze warto o niego walczyć :)


Daria :)

 


sobota, 23 listopada 2013

Dojrzewanie

Aby dojrzeć kiedyś trzeba być dzieckiem !!!


Temat dojrzewania, dorastania duchowego, zagadnienie związane z procesem stawania się bardziej świadomym, to coś o czym myślałam już wiele razy. Oczywiście im więcej czytam mądrych książek, im więcej rozmawiam o tym z moimi przyjaciółmi, im więcej to analizuję tym mam większą wiedzę ale nadal nie do końca sprecyzowaną odpowiedź ;)
Wydaje mi się to być do przyjęcia bo przecież wciąż sama dojrzewam, zmieniam się, poszerzam horyzonty :)

Na te chwilę dla mnie dojrzałość to świadome bycie sobą. To akceptowanie siebie takim jakim się jest a nie takim jakim nas wykreowała szkoła, religia, rodzice, polityka...
To obdarcie się ze schematów na bazie których zostaliśmy wychowani, ukształtowani i w pełni przemyślane wybranie z tego stosu ubrań swojej nowej, indywidualnej szaty. Oznacza to często odejście od religii w której zostaliśmy wychowani, porzucenie wzorców zachowań które nam wpojono jako jedyne słuszne. To wybór tego co nas rozwija i uszczęśliwia nawet jeśli nie tego nas uczono do tej pory i nie tego od nas oczekiwano.
Dojrzałość to etap gdzie wszystkie naleciałości społecznych wymagań zostają zapomniane
i gdzie obiema nogami jesteśmy już w naszym świecie :)

Możemy się wtedy stać bezreligijni lub stworzyć własne pojęcie wiary i własny obraz Boga.
Możemy usunąć się z towarzystwa ludzi, z którymi przebywaliśmy do tej pory.
Możemy zmienić swój cały światopogląd.

Czujemy, że możemy wszystko a nic nie musimy. 

W prostych codziennych sprawach jesteśmy mniej a nawet w ogóle niezależni od tego co powiedzą o nas inni. Dbamy o siebie, nie jesteśmy wścibscy, mściwi, interesowni, nie czynimy nikomu zła więc i oczywiste się dla nas staje, że nikt nas nie ocenia tak i my tego nie robimy.
Wyrażamy siebie swoimi poglądami, zachowaniem, postawą. Jesteśmy siebie pewni bo poznaliśmy siebie i wiemy czego się po sobie spodziewać.

Aby jednak stać się dorosłym duchowo, dojrzałym, trzeba być dzieckiem. Przechodzi się wtedy etap raczkowania, poznawania, badania, sprawdzania. Kilka razy można się sparzyć aby wiedzieć więcej. Wtedy człowiek pozwala sobie na beztroskę przeżywania i cieszenie się wszystkim co ma w swoim życiu. Jak dziecko łapie radosne chwile, kocha bezwarunkowo, pyta gdy jest ciekawy. Nie ogląda się na innych, przeżywa każdą chwilę na 100%.

Dojrzewanie o którym sobie rozmyślam nie wiąże się z liczbą przeżytych wiosen, ono łączy się z dorastaniem do najlepszej wersji siebie. To przekroczenie linii poza którą czeka na nas lepsza wersja nas samych, to miejsce w którym znamy siebie i wiemy w która stronę chcemy pójść. Po przejściu tej granicy nie ma powrotu do dawnej wersji a co najważniejsze w ogóle nie będzie w nas tej chęci ani potrzeby :)

 
Bardzo podoba mi się określenie jednego z pisarzy i myślicieli: "Dojrzewanie oznacza wchodzenie coraz głębiej w podstawy życia, oznacza oddzielenie się od śmierci, nie zbliżanie się do niej. Im głębiej wchodzisz w życie, tym lepiej poznajesz swoją nieśmiertelność..."


Sama wciąż dorastam, bawię się świetnie i pozwalam mojej duszy na dziecięce podrygi.
Z niecierpliwością oczekuję mojej dojrzałości. Mam nadzieję, że to będzie jeszcze w tym życiu ;)


Daria :)
 


czwartek, 21 listopada 2013

O prawdzie

Każda prawda ma dwie strony, moją
i Twoją !!!

Bardzo lubię to powiedzenie i osobiście się z nim zgadzam. 

Jako, że jesteśmy wolnymi ludźmi, z własnymi zasadami, wychowani  w różnych domach
i przez różnych ludzi, to zdarza się, że jakaś rzecz staje się w grupie ludzi kwestią dyskusyjną. Coś co dla jednego z nas jest prawdą nie musi być prawdą dla drugiej osoby. Być może za jakiś czas te osoby spotkają się w tym samym miejscu i uścisną sobie dłoń stwierdzając, że jest "właśnie tak" a być może nadal będą mieć odmienne zdanie. 
Wszystko to jest jak najbardziej ok. Nudno byłoby  gdyby wszyscy we wszystkim się zgadzali a życie byłoby bardzo przewidywalne i schematyczne. Nie byłoby niespodzianek od losu i znaków zapytań w naszym samorozwoju. To właśnie dzięki różnorodności poglądów i opinii rozwijamy się, poznajemy drugą stronę medalu, poszerzamy horyzonty. 

To co lubimy, co uważamy za słuszne, co praktykujemy w swoim życiu, możemy zawsze zaprezentować i chcieć zachęcić kogoś do głębszego zainteresowania się danym tematem. Nie możemy jednak oczekiwać od ludzi, że będą nam przytakiwać, że będą nasze zdanie stawiać ponad swoje własne. Nie mamy prawa narzucać żadnemu dorosłemu, żyjącemu samodzielnie człowiekowi naszych wizji szczęśliwego, spełnionego życia. Bo nikt nie powiedział, że z naszego przepisu na życie wyjdzie smaczne dla kogoś danie ;)

Całkiem innym tematem są dzieci, którym od malucha do główki trzeba wpajać wartości którymi chcemy aby się kierowały, a które sami wyznajemy. W kwestii wychowania nie będę się jednak wypowiadała bo dziecaiczków nie mam więc wszystko co bym napisała byłoby jedynie moim wyobrażeniem tego jak wychowywac aby wychować :)

To co chcę tutaj wyrazić to pojęcie prawdy, które daje przyzwolenia na tyle sposobób życia 
i myślenia, ile jest ludzi. To wolność wyborów i racji. To pełne przyzwolenie na inne zdanie niż nasze własne a czasem może też ciekawość poznania tej właśnie innej opinii.

Zmieniamy się, zmieniamy zdanie, rozwijamy się, nasz punkt widzenia często jest inny wraz
z upływem czasu i wzrostem doświadczenia. Z wiekiem zmieniają się też często nasze zdolności postrzegania rzeczywistości.

 
"Nic nie trwa; wszystko przemija. Zawsze obecna jest tylko nasza zdolność postrzegania. To ona wprowadza równowagę. Równowaga to obserwowanie tego co się dzieje." 


Uważam, że trzeba zawsze szanować swoje zdanie oraz szanować to, że ktoś może mieć inne zdanie niż my :)

 
Dziś na zakończenie dowcip :) To tak pod te przepisy i wpasowywanie się w cudze menu ;)

- Niepotrzebnie kręcisz nosem. Ten bigos jest całkiem dobry.
- Może i jest dobry, ale większość ludzi bierze do kina popcorn.

 
Daria :)


Dystans do samego siebie

Dusza jest cudem samym w sobie !!!


Przyglądając się samej sobie dochodzę do wniosku, że na siłę zawsze jest miejsce i że to
o delikatność czasem trzeba walczyć. O delikatność, która wyraża się w uległości, pokorze
i poddaniu. O delikatność, która daje kobiecą równowagę i zapewnia wewnętrzną harmonię. O delikatność, która wycisza myśli i porządkuję bałagan spowodowany szybko krążącymi myślami, myślami przeradzającymi się w jeszcze szybsze ruchy ciała i działania bardzo dynamiczne. 

O delikatność duszy!

Jestem silną osobowością. Zaradną kobietą. W głowie mam wzorzec mamy, która świetnie radzi sobie ze wszystkim :) 
Też sobie radzę i jeśli powiesz mi: "Daria załatw to",  załatwię to. 

Prawda jest jednak taka, że świetnie czuję się jako kobieta, która nie musi wszystkiego załatwić i wszystkiego ogarnąć. Bardzo dobrze czuję się gdy mam w swoim wnętrzu spokój
a w głowie porządek myśli. Wiem już co mi służy, wiem jak osiągnąć ten stan wyciszenia
i łagodności. Poznałam jak to jest być po dwóch stronach barykady, gdzie może być dużo siły
i energii i tam gdzie energia współgra z delikatnością.

Mam na siebie przepis, wiem gdzie chcę być i jaka chcę być. Wiem też, że człowiek ciągle się zmienia i rozwija i ja też temu procesowi podlegam. Dziś mogę kochać kolor zielony ale za rok mogę zafascynować się niebieskim :)  
Wiem, że spokój jest dla mnie dobry ale prawda jest taka że nie musi być dobry dla Ciebie.

Każda osoba jest piękna sama w sobie. 
Każda dusza ma swój cel na tej ziemi.
Każdy z nas, mały czy duży, taki jaki jest jest właśnie najcenniejszy. 

Wiem już, że to co dobre dla mnie nie musi być dobre dla innych osób. Pomysły i zasady, które ja wypracowałam tak naprawdę nie muszą działać poza moim światem wartości. 

Codziennie łapię dystans do samej siebie i uczę się ludzi. Poznaję nowe emocje, przeżywam życie. Działam tak jak się zaprogramowałam i dobrze mi z tym :) Chcę budować swoją delikatność bo kocham ją w sobie czuć.


Życie to ciągły rozwój i zmienność a zmienność niezmienna. 
Życie to ciągła podróż do wnętrza siebie, to powrót do korzeni. 
To dystans do tego kim jesteśmy teraz a kim chcemy się stać na bazie własnego doświadczenia.

 

 

Najpiękniejsze jest bycie sobą, z tym co się w sobie kocha i co chciałoby się zmienić, ze wszystkimi zaletami i wątpliwościami.


Daria :)

 




czwartek, 14 listopada 2013

Media i pranie mózgu

Oglądanie telewizyjnych wiadomości, dyskutowanie o polityce i kościele katolickim w Polsce, prowadzi do zmian nowotworowych w mózgu ;)


Nie mam telewizora. Nie oglądam telewizji od 12 lat. Nie słucham wiadomości w radio oraz nie kupuję gazet o zabarwieniu politycznym. Gazet plotkarskich też nie kupuję bo nie mają mi nic ciekawego do zaoferowania :)

Nie wiem ile zarabia premier i jakie ma poparcie w społeczeństwie. Nie wiem jaka jest stopa bezrobocia i ile osób zginęło w tym tygodniu na drogach Polski. Nie wiem jak trudne są "Trudne sprawy" i czy "Sędzia Wesołowska" na prawdę jest sędziną. Nie wiem, którzy księża mówią, że dzieci "się same garną". Nie wiem, ile osób zostało zabitych w ostatniej strzelaninie w Stanach oraz nie wiem ile kosztować będzie budowa drugiej linii warszawskiego metra. Nie wiem czy będzie to zima stulecia oraz czy w każdym produkcie spożywczym jest GMO. 

Nie wiem wielu innych rzeczy z różnych dziedzin życia ale wiem, że brak tej wiedzy daje mi święty spokój :)

Na wszystkie zagadnienia wymienione przeze mnie powyżej na pewno znałabym odpowiedź gdybym tylko bacznie przyglądała się Faktom i nasłuchiwała ploteczek, newsów i innych smutnych wiadomości płynących z radioodbiorników i z telewizora. Dotarłoby do mnie na pewno jeszcze więcej tragicznych statystyk i wydarzeń gdybym tylko otworzyła uszy na to co prezenterzy telewizyjni chcą mi przekazać. 

Nie neguję tutaj przydatności mediów w rozwoju świadomości myśli politycznych i trendów
w modzie. Nie twierdzę, że czytanie gazety codziennej, oglądanie Wiadomości czy Faktów jest złem. Twierdzę jedynie, że ilość informacji, która jest w stanie do nas trafić w ciągu 24 h jest w 90% wiedzą bezużyteczną o mocno negatywnym zabarwieniu.

Ja osobiście po zadaniu sobie pytania: "Czy ta wiedza jest mi do czegokolwiek potrzebna? Zdecydowanie odpowiem NIE :)

Jeśli ktoś lubi być na bieżąco w kwestiach politycznych- niech będzie.
Jeśli ktoś chce być na czasie ze wszystkimi aferami- niech będzie.
Jeśli ktoś chce krzyczeć do telewizora na polityka, który właśnie "prawi morały"- niech krzyczy.
Jeśli ktoś chce obrzucać wyzwiskami kler polski- niech obrzuca.

Nie chcę i nie potrzebuję denerwować się tym na co nie mam bezpośrednio wpływu. 
Nie chcę słuchać o tym ile zła jest na świecie i jak ludzie bywają okrutni. 
Nie chcę bać się własnego cienia. 
Nie chcę o tym słuchać i tym codziennie żyć. 
Nie chcę przeżywać tragedii świata przy każdej złej wiadomości którą przeczytam lub którą zobaczę, usłyszę.

Żyję na tym świecie już chwilę i doskonale wiem, że:
- człowiek krzywdzi innego człowieka, 
- codziennie na świecie giną ludzie z bardzo wielu powodów, 
- politycy widzą najwyraźniej jedynie swój czubek nosa, 
-celibat deprawuj...
 Wolę jednak zachować równowagę psychiczną i mocno filtrować informacje które do mnie dotrą. Tych które mnie interesują wiem gdzie szukać i wiem jak cenne jest mieć ten wewnętrzny spokój, który daje w tym przypadku niewiedza ;)

Decydując się na oglądanie wiadomości, czytanie portali plotkarskich, świadomie decydowałabym się m. in. na oglądanie przemocy i rzeczy ulotnych i mało wartościowych.
Nie jest to coś czego potrzebuję!


Wybieram brak telewizora i nieświadomość aby świadomie móc cieszyć się życiem i tym dobrem, o którym się powszechnie nie mówi :)

Daria :)

środa, 13 listopada 2013

Zainteresowanie dla drugiego człowieka

Chwila uwagi poświęcona przez nas drugiemu człowiekowi może zmienić cały jego dzień !!!


Tak jak nikt nie jest samotną wyspą tak prawdą jest, że ludzie lubią być częścią życia innych ludzi. Oczywiście należy tu wprowadzić podział na tych, którzy potrzebują niewiele zainteresowania i na tych, którzy łakną uwagi tak samo mocno jak powietrza. W naturze wszystko zawsze jest w równowadze a więc i tu mamy podobnie :)

W obu tych przypadkach jest to wszystko w zgodzie z ich wewnętrzną potrzebą i czyni taką osobę spełnioną wszędzie gdzie się pojawi.

To o czym chce teraz napisać, ta forma zainteresowania człowieka innym człowiekiem, nie ma nic wspólnego z niską samooceną i dowartościowaniem się poprzez komplementy i uwagę płynąca z zewnątrz. Chodzi mi tylko i wyłącznie o zainteresowanie się kimś obok nas właśnie dlatego, że jest w tym momencie obok nas a nie gdzie indziej :) 

Chwila, która może zmienić czyjś dzień, to jedno spojrzenie, jeden uśmiech, jedno słowo to najprostsza forma komunikacji werbalnej lub pozawerbalnej z drugą osobą. Chwila, która nas nic nie kosztuje, jest dana za darmo a tak naprawdę ma wartość nie do opisania!

Ludzie uwielbiają być zauważani!
Uwielbiają czuć, że są słuchani i w danym konkretnym momencie nasza uwaga zwrócona jest tylko w ich stronę! Jeśli nie jest to kosztem naszej energii to uśmiechnijmy się do nich na ulicy, w sklepie,
w windzie. Przekażmy im troszkę naszego płomienia bo może w ten sposób rozpalimy ich wewnętrzny ogień życia!

Osobiście uważam, że to fantastyczne gdy uśmiechamy się do kogoś i od razu widzimy uśmiech na buzi tej właśnie osoby :)

Bardzo często zaczepiam ludzi uśmiechem albo słowem i oczywiście przyznaję się do tego, że jestem zaczepialska :) Rozmawiam, z jeszcze nie poznanymi mi osobami, w sklepie, na ulicy, w pracy, poza pracą, na siłowni, w parku... Rozmawiam bo lubię i przychodzi mi to z łatwością :) Najważniejsze, a co determinuje moje działania, jest jednak to, że ja najprościej w świecie- lubię ludzi :) 
Nie oczekuję od nich niczego w zamian- ani uwagi, ani pochlebstw, ani uśmiechów. Daję to co mam, dobrem się dzielę i jeśli ktoś chce odwzajemnić uśmiech, odpowiedzieć na zaczepkę słowną to robi to a ja przyjmuję to z wielką radością :)

Na takie zachowanie nie mam szablonu. Nie potrafiłabym powiedzieć jak się tego nauczyć czy jak zacząć rozmawiać w jakimś konkretnym przypadku. Wiem jednak, że lubiąc ludzi i będąc świadomym tego, że nasze zainteresowanie kimś może zmienić dzień takiej osoby- po prostu to robię. A że praktyka czyni mistrza to przychodzi mi to z coraz większą lekkością.


To co polecam to:
sprawdzajcie każdego dnia sami jak wielką moc ma Wasz uśmiech :)

Po jakimś czasie na pewno wejdzie Wam to w krew czyniąc wiele dni nieznanych Wam ludzi pięknymi i wyjątkowymi.

 

Uśmiech dostaliśmy od życia za darmo, przekazujmy go dalej jako bezcenny dar dla drugiego człowieka !!!
  
Daria :)