środa, 25 grudnia 2013

Przyzwyczajenie

Przyzwyczajenie wszystko zmienia !!!



Przyzwyczajenie wiele ma twarzy, wiele matek i na pewno każdy z nas może wymienić co najmniej kilka z nich. Przyzwyczajenia bywają mniejsze i większe, bardziej i mniej nam świadome. O istnieniu niektórych dowiadujemy się dopiero gdy zabraknie nam obiektu, stanu, okoliczności, które stale były i stały się dla nas tłem rzeczywistości.  


Przyzwyczajenie określane jest jako "czynność zautomatyzowana, której wykonanie wypływa z odczuwanej potrzeby, np. przyzwyczajenie do jedzenia w określonych porach. 
W razie niemożliwości postępowania zgodnie z przyzwyczajeniem człowiek ma nieprzyjemne odczucie."

Według mnie jest to też stan gdy nie mamy wcale potrzeby robienia danej rzeczy a robimy ją bo robimy ją zawsze, np. mycie zębów po posiłku. Tak zostaliśmy nauczeni i stało się to rytuałem. 
Są też przyzwyczajenia, które wynikają z najprostszego pojęcia własnego komfortu. Są to działania dzięki którym jest nam dobrze, dzięki którym się relaksujemy i odpoczywamy. Ja, np. czuję się bardzoooo dobrze gdy mogę w ciszy posiedzieć na swoim wygodnym fotelu ale równie dobrze czuję się słuchając głośno ulubionej muzyki. Moim przyzwyczajeniem jest więc tutaj dobór otoczenia do mojego wewnętrznego stanu i świadomość co chcę dzięki tym doznaniom osiągnąć. Mogę się dzięki mojemu wyborowi wyciszyć lub rozruszać i podnieść poziom energii ;)

Przyzwyczajenia są czymś co nabyliśmy w trakcie życia, w trakcie przebywania z ludźmi 
i uczenia się świata. Nikt z nas nie rodzi się przyzwyczajony do czegokolwiek ale umiera ze sporym zapasem "potrzeb". 
Przyzwyczajamy się do ludzi, zapachów, miejsc, stanów emocjonalnych.
Gdy zabraknie nam ulubionej herbaty czujemy często niepokój i pojawia się stan gdy wiemy, że żadna inna herbata nie jest w stanie nas już teraz zadowolić ;) Niby śmieszne ale bardzo prawdziwe.

Przyzwyczajamy się, że w naszym domu zupa ogórkowa jest bardziej kwaśna niż w restauracji i dlatego nie smakuje nam tak dobrze ;) Zupa oczywiście jest wyśmienita ale przyzwyczailiśmy się do innej i ciężko jest nam nie oceniać tej którą mamy na talerzu.
Przyzwyczajamy się, że żona robi nam kanapki do pracy i gdy jednego dnia ich nie zrobi to jesteśmy źli bo jak to może być że kanapki zawsze były a dziś ich nie ma ;)
Przyzwyczajamy się, że w naszym domu chodzi się spać o 24:00 i o 22:00 w obcym domu nie zaśniemy ;)
Lista nawyków jest długa i jeszcze dłuższa a każdy z nas ma swoją.

O co mi jednak chodzi z tym przyzwyczajeniem, dlaczego o tym piszę. 
Zatem tak:
obserwując świat, mój i ten wokół mnie, dochodzę do wniosku, że przyzwyczajenia częstokroć utrudniają życie i komplikują stany emocjonalne. Odbierają radość z przeżywania chwil tylko dlatego, że skupiamy się na tym co już poznaliśmy i trudno nam otworzyć się na to co nowe tak aby obyło się bez porównywania.
Nie potrafimy docenić, dostrzec do końca piękna, chwili, miejsca, rzeczy bo nasza uwaga zwrócona jest w stronę tego co mamy w pamięci jako najlepsze. Nie jesteśmy na 100% tu i teraz a tam gdzie chcielibyśmy być być przecież nie możemy ;)

Ja, np.  przyzwyczaiłam się do pisania wszystkiego na karteczkach i planowania rzeczy, które mam zrobić i jak czegoś nie zapiszę to wydaje mi się, że o tym zapomnę. A fakt jest taki, że nie zapomnę bo to ważne i tak czy tak będzie mi się kręcić po głowie dopóki tego nie zrobię. Ale przyzwyczajenie jest i dzięki niemu pewien komfort ;)

Tak, a chodzi przecież o to aby nie skupiać się na pierdołach, przeżywać każda chwilę całym sobą, delektować się tym co jest nam dane doświadczać tu i teraz. Cieszyć się, że zupy ogórkowej nie musieliśmy sami robić a ktoś ją dla nas przygotował i nawet podał pod usta :)

O ile łatwiej gdy nie przyzwyczajamy się do ludzi i miejsc i nie uzależniamy naszego samopoczucia od tego czy jesteśmy tu czy gdzieś indziej, z tą czy z tamtą osobą? Oczywiście to bardzo ważne czuć się dobrze w towarzystwie konkretnej osoby czy w konkretnym miejscu ale nie jest już tak fajnie gdy nie potrafimy czuć radości z dnia tylko dlatego, że brakuje nam "zestawu pierwszej potrzeby".

Jak we wszystkim, tak i tu, chodzi o równowagę czyli znalezienie granicy w tym jak bardzo oddajemy siebie na rzecz naszych emocji a jak mocno zdajemy sobie sprawę z tego, że potrzebny jest nam do wszystkiego dystans by łapać radość z tego co jest :)

Świąteczny czas mamy więc z przyzwyczajenia znaczna część Polaków teraz pewnie ogląda Kevina ;) 

Wszystko co jest w równowadze jest dla nas dobre.

Daria :)






czasem ułatwiają życie bo

sobota, 21 grudnia 2013

Kobieta a mężczyzna

Płeć czyni różnicę !!!

Tyle ile ludzi, tyle charakterów. Tyle ile ludzi w danej płci, tyle spostrzeżeń, uwag, przeżyć
i swoistych mądrości i przemysleń.

Ludzie różnią się od siebie mniej lub bardziej. Charaktery są mniej lub bardziej zbliżone, stąd większa lub mniejsza łatwość w dogadywaniu się i życiu przy sobie, ze sobą, bez siebie.

Kobiety bywają kobiece lub dziewczęce, mężczyźni bywają męscy lub mniej męscy.

Płeć piękna zazwyczaj ma podzielność uwagi, jest emocjonalna, wrażliwa i gubi się w terenie. Lubi drobiazgi i dodatki, w szafie chowa połowę dobrze uposażonego sklepu.

Męska część populacji zazwyczaj skupia się w danym momencie tylko na 1 rzeczy, potrafi analitycznie i rzeczowo podejść do sprawy oraz ma bardziej wrażliwy smak i węch dlatego większość sławnych kucharzy to mężczyźni.

Kobiety najczęściej patrzą sercem, mężczyźni rozumem.
Kobiety są drobiazgowe a mężczyźni postrzegają rzeczy jako ogół.
Kobiety widzą drugie i trzecie dno sprawy oraz mają bardzo rozwinięty płat mózgu odpowiedzialny za fantazjowanie i tworzenie przeróżnych historii. Mężczyźni NIE uważają za NIE a TAK za TAK. Widzą wszystko w kilku podstawowych kolorach, nie są w stanie pojąć że kobieca negacja może być potwierdzeniem.

Żadna kobieta nie zrozumie mężczyzny a żaden mężczyzna nie pojmie kobiecego spojrzenia na świat.
Kobieta 5 razy rozpłacze się na bajce a 10 na melodramacie a mężczyzna 5 razy podskoczy na fotelu oglądając film akcji.

Nie są to oczywiście sztywne zasady ale pewne tendencje przejawiające się u większości kobiet czy mężczyzn a które uwarunkowane są nie tylko genetycznie ale wynikają z innej budowy mózgu.


Jesteśmy różni, my kobiety i Wy mężczyźni. Nie jest sztuką starać się wejść w skórę drugiej osoby i zrozumieć jakimi prawami się ona rządzi. Sztuką jest akceptacja tej inności i pełne przyzwolenie na swoiste dla danej płci reagowanie na dane sytuacje czy ludzi.

Naturalne jest jednak to, że chcemy wszystko zrozumieć i sobie umieć wytłumaczyć dlaczego jest tak skoro my to widzimy inaczej. Bardzo normalne jest, że porównujemy i jesteśmy w stanie dostrzec czasem przepaść pomiędzy kobiecymi a męskimi odczuciami tej samej sprawy. Aby nie komplikować sobie jednak życia, nie wzbudzać negatywnych emocji rozczarowania i żalu nie zakładajmy niczego i nie oceniajmy. 

Bierzmy ludzi takimi jakimi są, z ich zaletami i wadami, z ich troskami i radościami, z ich kobiecą albo męską naturą, z ich człowieczeństwem, które jest wyjątkowe bo każde jest inne.
 

Kochajmy kobiety za ich kobiecość, mężczyzn za ich męskość a wszystko będzie w należytej równowadze :)

Daria :)


 

poniedziałek, 16 grudnia 2013

O wierze

Katolik, Buddysta, Świadek Jehowy Ateistą- człowiek !!!

 
Większość z Nas wychowana została w jakiejś wierze. W Polsce znaczna część to katolicy, którzy zgodnie z danymi z 2011 roku stanowią niemal 87%. Daleko daleko w rankingu jest prawosławie(1,3%), protestantyzm i świadkowie Jehowy (0.3%), buddyzm (0,04%), islam (0,013%), judaizm (0,004%).

Rozmawiając z ludźmi w moim wieku, młodszymi lub starszymi ode mnie, czy to w pracy czy "gdzieś tam", często słyszę, że są oni katolikami nie praktykującymi. Zostali zatem wychowani w domach gdzie obowiązuje wiara katolicka, uczestniczyli w nabożeństwach niedzielnych z rodzinami, zostali ochrzczeni, większość też jest bierzmowana. Im dalej szli 
w życie i dalej byli od domu, tym dalej im było do kościoła i na niedzielną mszę. Obce stały się modlitwy dziękczynne, poranne Aniele Boży i praktyka.  

Oczywiście poznaje też ludzi głęboko wierzących, dla których ich wiara to skarb i pełen pakiet wskazówek i rad zapewniających szczęśliwe życie. Tak naprawdę to uważam, że to cudowne, mieć w sobie te wiarę i to przekonanie, to zawierzenie, czuć ten niesamowity spokój wynikający z pewności, że jesteśmy chronieni i wszystko jest zgodne z planem. Uważam także, że każdy z nas na pewnym etapie życia ma prawo weryfikować, poddawać próbie, rozważać też inne opcje bo przecież to wszystko czego się dowiemy o sobie samych rozwinie nas i poszerzy nasze horyzonty.


Gdy ludzie odchodzą od wiary można by sobie zadać pytanie dlatego się tak stało. Dlaczego człowiek, któremu wpojono do głowy 10 przykazań, od którego wymagano życia zgodnie
z kodeksem wiary, staje się tylko jej odbiorcą a nie uczestnikiem? Można zastanowić się co takiego niesie w sobie dana wiara, że ktoś od niej odchodzi? Można zastanowić się czy jest możliwe w nic nie wierzyć i nie odczuwać potrzeby modlitwy? Można dyskutować na temat tego kto czego potrzebuje by uwierzyć albo co się musi wydarzyć aby zaczął szukać swojej drogi do wiary. 

Można też zadać sobie pytanie czy warto o to wszystko pytać i drążyć temat, który nas nie dotyczy. Bo tak właściwie chyba najlepiej dać dorosłym ludziom wolną wolę i dbać wyłącznie
o własną wiarę i przekonania :)

Każdy z nas świadomie powinien wybrać swoją drogę i zawsze czuć się dobrze z wyborem którego dokonał. Nie czuć się napiętnowanym z powodu wyboru wiary tej czy innej bo zawsze przecież chodzi o człowieka i jego dobro. Można wierzyć w gwiazdy, w Boga, w siłę kosmosu... Jeśli dobrze nam z nasza wiara i czyni ona z nas lepszych ludzi to trwajmy w niej.


"Istnieją dwa poziomy duchowości, z których jeden związany jest z przekonaniami religijnymi. Na tym świecie żyje pięć miliardów ludzi o bardzo różnych umysłowościach, w pewnym sensie potrzebujemy więc pięciu miliardów różnych religii. Wierzę, że każdy powinien wstąpić na taką ścieżkę duchową, która najlepiej pasuje do jego stanu umysłu, naturalnych skłonności, temperamentu, przekonań, wartości wyniesionych z domu rodzinnego i korzeni kulturowych."

Daria :)

czwartek, 12 grudnia 2013

Pielęgnowanie relacji

"Musisz być odpowiedzialny za to co oswoiłeś."

To zdanie Antoine de Saint-Exupéry bardzo pasuje mi do opisu modelu budowania 
i podtrzymywania relacji międzyludzkich. 
Uważam, że jeśli kogoś "oswoiliśmy", że jeśli "dopuściliśmy" go do swojego życia i mówimy 
o nim jako o kimś kto jest dla nas ważny i relacja z nim jest dla nas istotna, to rzeczą naturalną staje się dbałość o to co zostało stworzone.

Nikt nie jest niczyją własnością, nikt do nikogo tak naprawdę nie należy a więc oswojenie ma tutaj dla mnie jedynie znaczenie dopuszczenia kogoś do swojego życia.

Mówiąc że ktoś jest nam bliski, że jest naszym przyjacielem czy też bliską i ważną dla nas osobą troszkę jakby decydujemy się i zaświadczamy że będziemy podtrzymywać tę więź i poprzez stały kontakt budować ją i umacniać. Nie da się bowiem podtrzymać żadnej relacji tylko na intencji i chęciach. Nie można zbudować życia tylko na marzeniach. W obu tych przypadkach musi pojawić się działanie.

Jeśli chcemy tworzyć szczere i głębokie relacje, potrzebujemy czasu i zaangażowania się w nie. Potrzebujemy spotkań, rozmów i aktywności.  Nie możemy oczekiwać, że ktoś będzie zawsze i wszędzie na nasze zawołanie bo przecież każdy ma swoje priorytety ale możemy być pewni, że jeśli z całego serca w coś wchodzimy to otrzymamy to samo w zamian. Dobro przyciąga dobro a czas poświęcony budowaniu przyjaźni jest jej fundamentem i czyni ją prawdziwą.

Jeśli na kimś nam zależy to zawsze mamy dla tego kogoś czas, to on staje się naszym priorytetem. Ten ktoś wie, że jest dla nas ważny nawet jeśli mu o tym nie mówimy. Ta relacja istnieje bo inwestujemy w nią swoje emocje, uczucia i czas. Jeśli zabraknie nam jednak czasu na drugiego człowieka to po pewnym czasie może go już nie być.


Ze słomianym zapałem nigdy niczego trwałego się nie zbuduje.


Daria :)

 

środa, 11 grudnia 2013

"Dorosłe dziecko"

Dobrze gdy w dorosłym jest nadal trochę z dziecka.

Tak sobie myślę o moim życiu i życiu ludzi którzy są bliscy mojemu sercu i stwierdzam, że jedną z rzeczy, która czyni nas sobie takimi bliskimi jest właśnie posiadanie w sercu nas wszystkich wewnętrznego dziecka, dystansu do życia i wielu jego aspektów.


Powszechnie wiadomo, że z kim przystajesz takim się stajesz. Faktem też jest to, że aby 
z kimś chcieć przebywać, aby czuć potrzebę poznawania go, musi pojawić się jakiś wspólny mianownik w tym jak dwie osoby patrzą na życie i jakim wartościom hołdują.

Nie zdarza się aby ludzie mieli w gronie swoich bliskich znajomych ludzi których nie lubią 
a jeśli tak jest, to nie pytajcie mnie dlaczego bo nie mam pojęcia ;)


Wewnętrzne dziecko kocha życie. Bawi się wszystkimi dostępnymi w swojej piaskownicy zabawkami z wielką radością a każdej zabawie oddaje się w 100%. Gdy chce spróbować czegoś nowego po prostu robi to z wielkim zaciekawieniem i błyskiem w oku. Nie boi się wysokich schodów, głębokich dołów ani rzeczy nieznanych. Gdy czuje potrzebę przytulenia się- robi to. Gdy ma ochotę płakać- płacze. Jada lody jak szalone :)

Wewnętrzne dziecko jest ciekawe ludzi, świata, rzeczy nowych. Nie ma dla niego barier ani murów. Kocha bez oczekiwań, nie ocenia, daje tyle miłości ile zdoła.
 
Ja i moi znajomi mamy w sobie "coś" z tego dziecka. Jedni mniej, inni więcej- każde dziecko wyjątkowe i najwspanialsze :) Takich nas kocham. Wiem, że chcę o to dziecko dbać do końca świata i jeden dzień dłużej. Cieszyć się z drobiazgów, przeżywać chwile ulotne jak motyle, celebrować miłość i bujać w obłokach. Marzyć o niebieskich migdałach, wyjadać nutellę ze słoika palcem, nosić ubrania które lubię a nie które mi wypada mając lat X lub Y. Przebywać z ludźmi którzy w ciszy potrafią mi najwięcej powiedzieć.

Życie można przeżywać "na spince",  że nie wszystko jest zgodnie z tym jak sobie je planujemy albo pozwolić sobie na "efekt zaskoczenia" i cieszyć się niespodziankami od losu ;)


Osobiście uważam, że życie dobrze przeżywa się mając do niego dystans i nie traktuję się go zbyt serio i z lekkim przymrużeniem oka ;)

Daria :)

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Porządek myśli

Porządek albo jest albo go nie ma ;)


Z obserwacji samej siebie doszłam do wniosku, że porządek w głowie przekłada się bardzo często na porządek w moim otoczeniu. Jestem osobą pedantyczną i lubię mieć wszystko na "swoim" miejscu i tak naprawdę nawet nie wiem jak to jest mieć bałagan, czy nie móc kogoś zaprosić do mieszkania bez wcześniejszego zapowiedzenia się. Kocham tak mieć i uważam, że jest to super super ale tym bardziej wiem też,  że coś w mojej głowie musi siedzieć jeśli pewne rzeczy nie są robione tak dokładnie jak to jest w moim zwyczaju ;) Gdy zaczynają mi po głowie kręcić się różne rozpraszające wewnętrzny spokój myśli potrafię, np. 2 dni nie ściągnąć suchego prania ze sznurków.

Dla niektórych może to być śmieszne lub straszne, dla innych całkiem zrozumiałe. Bo co tak naprawdę jest złego w tym, że pranie wisi 3 dni a nie 1 czy 2 dni? 
W sumie jeśli ma się inne ciuchy oprócz tych suszących się, to nic się nie dzieje ;)
Chodzi jednak o świadomość tego, że ja ZAWSZE robię to tak, że taki jest mój rytuał, pranie schnie a ja od razu je zbieram :)

Gdy myśli mam ułożone, duszę mam spokojną i wyciszoną, wszystko działa jak w zegarku: jest czas na książkę, na muzykę, na trening, na ludzi. Gdy zaczynają się rozkminki i zachodzą w moim wnętrzu, bardzo czasem subtelne zmiany, te rzeczy nie zawsze działają tak jak powinny. Nagle brakuje czasu na książkę choć doskonale wiem, że pieści to moje serce, nagle pranie wisi dłużej- bo przecież nic się nie dzieje, że tak jest, nagle pewne rzeczy mogą stać się mniej ważne choć tak naprawdę są najważniejsze i są podstawą.

Dlaczego o tym piszę? Bo wydaje mi się, że tak jest nie tylko u mnie. Że, nie tylko ja odkładam na później sprawy ważne i rzeczy, które standardowo są na teraz a zaczynają mieć dłuższą datę ważności.

Wiem już, że jest to efekt małego bałaganu w głowie. Wiem, że jest to czas, w którym mogę trwać jeśli tylko chcę ale fajnie jest, jak jestem w tym świadomie i wiem czego to jest efekt. Jak to mówią- prawda Cię wyzwoli ;) 

Przecież nie jest nigdzie powiedziane, że trzeba wszystko robić tak jak się robi zawsze i że odejście od harmonogramu jest karalne. Jeśli chcemy płakać-płaczmy, jeśli chcemy mieć stertę papierów, które miały być zrobione tydzień temu- miejmy ją, jeśli chcemy się obijać i nic nie robić- róbmy to- to wszystko jest dla nas dobre bo jest nasze i tego najwidoczniej chcemy na tę chwilę.

Ja jednak już wiem, że odejście od swoich standardów na więcej niż 50 m jest znakiem tego, że coś jest na rzeczy i że pora zmierzyć się z własnymi myślami i powiedzieć sobie głośno, że jest coś co chcę sama ze soba przegadać aby być spokojną i w równowadze z sama sobą.


Pytanie na dziś:
Czy uciekam od rzeczywistości i obowiązków gdy coś jest dla mnie niewygodne i gdy coś mnie w środku mnie niepokoi?


Życzę Wam i sobie porządku po swojemu.
Daria :)