środa, 5 marca 2014

Mam rację bo... bo tak ;)

Niektórych ostatnich słów mogłoby nie być ;)

Dziś natchnęła mnie dość mocno i nie po raz pierwszy, myśl. Dotyczyła ona kwestii stawiania na swoim, podkreślania swojej racji i wielkiej wewnętrznej potrzeby udowadniania wszystkim dookoła, że czyjeś zdanie jest najważniejsze od zdania innych osób i jest ono jedyne słuszne.

Temat może troszkę niewdzięczny bo przecież nie można nikomu zabronić wyrażania swoich opinii i poglądów czy też negować wolności słowa. Tyle, że nie chodzi tutaj o danie prawa czy pozwolenia na komunikację czyichś pomysłów i wierzeń ale o posiadanie takiej cechy, która nie pozwala spokojnie przejść obojętnie wokół czegokolwiek, która nakazuje wszędzie dorzucić swoje 5 groszy i która skłania do ciągłego udowadniania i kończenia zdania.

To taka wewnętrzna przekora, która sprawia, że to właśnie MY musimy postawić kropkę nad "i", że to MY musimy udowodnić naszą rację i że nasza prawda jest najbardziej prawdziwa ;) A przecież prawda zawsze ma dwie strony: moją i twoją, jak powiada jedna z moich ulubionych sentencji.

Pytanie wieczory: po co nam to? Po co udowadniać, po co stale naciągać linę i tracić energię na przekonywanie kogokolwiek, że nasze białe jest bielsze niż jego białe skoro on uważa, że jego białe jest najbielsze ;)
Po co tracić czas na komentowanie rzeczy które nas nie dotyczą albo które mogą jedynie wywołać ogólną frustrację i zamieszanie?

Jeśli czegoś nie lubimy czytać- nie czytajmy, jeśli coś nam nie odpowiada- nie wchodźmy 
w temat głębiej, jeśli coś śmierdzi nie ruszajmy tego bo będzie śmierdziało bardziej ;)

Są rzeczy, które po prostu są i gdy je takimi przyjmiemy mamy, tzw. święty spokój. 

Nie wszystko bowiem TRZEBA zrozumieć, nie wszystko MUSIMY analizować, nie wszystko MA wyjaśnienie, nie każde zachowanie ludzi MUSI nam się podobać. Gdy zaczniemy nad sobą pracować i nauczymy się dystansu do spraw, emocji i zjawisk, to po pewnym czasie stwierdzimy, że najprościej w świecie nie chce nam się z kimś toczyć dyskusji, w której ktoś tylko liczy na nowe argumenty i na potyczkę słowną. Gdy nauczymy się, że nasze zdanie nie zawsze musi być ostatnie, będziemy potrafili nie komentować tego co kiedyś nie pozostałoby bez komentarza. Pojawi się w nas stan wewnętrznego przyzwolenia na to, że my wiedząc swoje, czując swojenie potrzebujemy udowadniać wszystkim dookoła, że nasze jest na wierzchu. 

Człowiek który szanuje swoje słowo niczego przecież "nie musi" bo on rozumie, że ile ludzi tyle różnych kropek nad "i" i tyle różnych odczuć do tego samego zdania.
 
Naprawdę nie musimy niczego nikomu udowadniać i to super ważne aby o tym pamiętać. Tak samo ważne jak to, że nie wszystko musi nam się podobać i nie wszystko musimy lubić 
a jeśli tak już jest to najlepsze co możemy zrobić to odpuścić i żyć dzięki temu spokojniej :)


Jak to ktoś ładnie kiedyś powiedział: tylko spokój nas uratuje :)







Daria :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz