czwartek, 31 października 2013

Zasługiwanie

Nikt na nic ani na nikogo nie musi zasługiwać !!!


Zastanawiam się ile procentowo możemy sami sobie odjąć przyjemności z życia poprzez egzystowanie ze świadomością, że musimy na coś zasługiwać, by to dostać?
Oczywiście człowiek otrzymuje to co mu pisane ale jest też aspekt kreowania swojej rzeczywistości na co mamy wpływ większy niż nam się nawet wydaje.

Od momentu gdy zaczynamy rozumieć znaczenie wypowiadanych słów i uczymy się życia obserwując rodziców, braci, kolegów i koleżanki w przedszkolu, potem w szkole, na podwórku, w pracy, itp., itd. do chwili obecnej trwa etap nauki. Kształtujemy siebie poprzez własne doświadczenia, przemyślenia ale także przez opinie innych ludzi, na skutek uwag, wskazówek, "dobrych rad". Już w domu rodzinnym rodzice pewnie mówili Wam:
- jak zjesz cały obiad to dostaniesz pyszny deser :)
- jak napiszesz ten sprawdzian na 5 to pojedziesz na tę wycieczkę o której mówiłeś/aś;
- jak posprzątasz pokój to będziesz mógł pobiegac z kolegami na podwórku;
- jak będziesz grzeczny przez cały rok to zasłużysz na wielki prezent od Mikołaja.

Etap dorastania to kolejni nauczyciele i doradcy, następne osoby wpajające Wam, że jeśli spełnicie konkretny warunek to zasłużycie na nagrodę. Do głowy wtłaczane są wtedy zdania typu:
- jak będziesz atrakcyjną kobietą, to na pewno spotkasz księcia z bajki;
- jak będziesz silnym i pewnym siebie mężczyzną, z szybkim samochodem to wszystkie "laski" będą Twoje;
- jak skończysz studia na tym kierunku to wszystkie drzwi staną przed Tobą otworem;

A co jeśli nie zrobisz tego wszystkiego z listy powyżej? 
A co jeśli nie będziesz taki, o którym Ci mówiono, że jest czarnym koniem w gonitwie życia?
A co jeśli nie jesteś pewny siebie i nie masz, tzw. siły przebicia?

Czy to oznacza, że już na starcie nie ma szans na wygraną, na szczęście, na miłość, na sukces?

Jeśli tak miałoby to wyglądać to wtedy:
- kobieta, która nie jest modelką i nie urywa głów przechodniom na ulicy ale jest wartościową osobą, nie ma szansy na atrakcyjnego mężczyznę (tak mówili ONI);
- mężczyzna, który nie jest bogaty, a jest fantastycznym człowiekiem, może pożegnać się 
z perspektywą bycia w kręgu zainteresowań kogokolwiek (tak mówili ONI);
- dziecko, które nie dostaje w szkole najlepszych ze wszystkich ocen nie będzie nigdy nikim ważnym i niczego wielkiego nie osiągnie;
- człowiek, który nie pracuje po 15 h dziennie nie zasługuje na wysokie zarobki;
- Ty, nie będąc takim jak chcą Cię widzieć wszyscy dookoła, nie zasługujesz na to by być 
w pełni szczęśliwym;

A według mnie to jest tak, że każdy z nas zasługuje na wszystko co tylko chce mieć :)
Nikt nie może nam wydzielać naszego szczęścia partiami.

Cała moc posiadania leży w naszej głowie i jeśli MY wiemy, że coś się nam należy, tzn. że jest to nasze :) 


Podtrzymuję swoją opinię, że słowo "zasługiwać", jedyne co robi, to miesza w głowie !


Jakie jest Twoje zdanie, Ty wiesz najlepiej!

Daria :)







wtorek, 29 października 2013

Zmiana zdania

"Tylko krowa zdania nie zmienia."


Uważam, że nad tematem tym nie ma się co rozwodzić więc krótko a solidnie wyłożę Wam tutaj Kochani moje zdanie w tej kwestii.

Jest kilka rzeczy na świecie których nie lubię a co objawia się tym, że nie robię tego czy tamtego, nie "parzę" się na zapas aby potem powiedzieć sobie "a nie mówiłam". Unikam konkretnych sytuacji czy też ludzi gdy wiem, że styczność ze zjawiskami czy emocjami tych osób zaburzy w jakikolwiek sposób mój spokój. To z czym mam się zetknąć, co jest mi przeznaczone- nie uniknę tego ale gdy mogę podjąć świadomą decyzję, dokonać wyboru, to korzystam z tej sposobności.

Dużo już o sobie wiem. Wciąż się uczę. Coraz bardziej szanuję swoją przestrzeń duchową
i fizyczną. 
Wraz z pewną nabytą przeze mnie mądrością, wynikającą i z wieku i z przeżytych doświadczeń, płynie kilka mądrości i spostrzeżeń:
- wielką cnotą jest umiejętność przyznania się do błędu;
- umiejętność wyciągania wniosków i przyznawania racji ludziom, po których stronie jest prawda, nie zawsze idzie w parze z wiekiem;
- łatwiej żyje się tym, którzy potrafią przyznać się do zmiany własnego zdania.

Człowiek, który przyznaje głośno, że kiedyś myślał TAK a na tę sama rzecz patrzy teraz INACZEJ, w wielu sytuacjach potrafi schować swoją dumę do kieszeni. On wie, że pokora jest siostrą mądrości.

Ludzie uparci nie dosyć, że robią sobie pod górę to i uprzykrzają życie innym. Nie ma nic gorszego niż bycie, tzw. głupio-mądrym i walczyć do ostatniej kropli krwi tylko dlatego, że nie chcemy przyznać racji komuś innemu niż naszemu ego.
Nie piszę tutaj o wierności swoim ideałom i walce o swoje przekonania. Piszę o zwykłej, prostej ludzkiej zawziętości wynikającej z kompleksów.

Rzeczą wpisaną w ludzką naturę jest rozwój pociągający za sobą stopniowe wychodzenie poza znane nam granice. 

Stojąc na balkonie 5 piętra, patrząc przed siebie możemy być zdania, że za drzewami które przed sobą widzimy nie ma nic więcej. Mamy rację. Skoro nie widzimy to w naszym przeświadczeniu po prostu tego nie ma. Wchodząc jednak na balkon 9 piętra naszym oczom ukaże się już inny widok i co ciekawe bardzo możliwe, że zobaczymy wtedy nie tylko morze ale i wyspy na nim a daleko daleko dostrzeżemy pływające statki :) Bo tak to jest, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia ;) 

Możemy uparcie trzymać się swojego wmawiając sobie i innym, że "słonia nie ma". Możemy też ułatwić sobie egzystencję i iść z duchem czasu. Możemy wszystko, jak kto co lubi. 


Jak zwykle wybór należy do Ciebie !


Daria :)

poniedziałek, 28 października 2013

Zazdrość

Zazdrość jest zjawiskiem  powszechnym, bardziej powszechnym u kobiet !!! 

Z obserwacji swojego życia i ludzi mnie otaczających mogę śmiało powiedzieć, że zazdrość płynie w naszej krwi w towarzystwie erytrocytów a we krwi kobiet jest jej więcej.
Nie ma się czym chwalić ani się z czego cieszyć bo zazdrość to nie efekt błędów młodości czy źle dobranego partnera/partnerki a naszej niskiej samooceny.

Oczywiście bywa tak, że osoba z którą jest się w związku nie potrafi utrzymać swoich instynktów na wodzy i daje konkretne i namacalne powody do bycia podejrzliwym/ą. No ale kto świadomie trwa w takiej relacji?! Chyba tylko masochista.

Kobieta, która choćby raz przyłapie swojego mężczyznę na flirtowaniu z inną kobietą będzie czujna niczym ważka i przy najbliższej okazji zaznaczy swój teren co wynika z jej terytorialnej natury. Mężczyźni mogą teraz nie wiedzieć o jakim stanie umysłu piszę bo oni tak nie mają. Bywają oczywiście zazdrośni ale nie mają raczej tendencji do zaznaczania swojego terenu tak jak to robi płeć piękna. Wynika to tylko z jednego faktu- kobiety nie ufają innym kobietom!
Większość zapytanych kobiet powie, że ufa swojemu mężczyźnie ale nie ufa wszystkim kobietom dookoła niego ;) True story !!!
Bogu ducha winny mężczyzna częstokroć nawet nie wie za co mu się obrywa i co też takiego tym razem zrobił ;)

Pomijając fakt niewierności czy też podejrzeń o kłamstwa- zazdrość o której chcę napisać ma początek w niskiej samoocenie i ściśle wiąże się ze stanem posiadania.

Kobieta, która nie postrzega siebie za najlepszą z możliwych wersji dla swojego partnera- jest zazdrosna. Mężczyzna, który uważa, że ktoś jest z nim z braku laku- jest zazdrosny. Dodatkowo gdyby człowiek nie utożsamiał związku ze stanem posiadania i nie chciał posiąść drugiej osoby na wyłączność i własność- nie miałby skłonności do ograniczeń i zazdrości jak tylko któreś z partnerów spojrzy na innego człowieka. A przecież nie ma nic złego w tym, że nasz partner spojrzy na ładną kobietę tak samo jak nie ma nic złego w tym, że kobieta popatrzy na mężczyznę innego niż ten przy boku którego budzi się każdego ranka. 
Od patrzenia do zdrady daleka droga a od ograniczeń i leków do zazdrości bardzo bliska.

Osoby, które nie są pewne siebie, nie uważają się za piękne, wspaniałe, wartościowe- zazdrosne są o każdego kto tylko wykaże zainteresowanie "ich" połówką. Taki człowiek przelewa swoje wewnętrzne lęki i niepewność na drugą osobę. Boi się, że w każdym momencie pojawi się ktoś lepszy niż on sam i cały czar bajki pryśnie. 
Zazdrość to uczucie wiążące się tak naprawdę nie z tym co ktoś zrobił czy pomyślał ale z tym jak myśmy to odebrali. To zawsze jest nasza interpretacja i nasze myśli na temat tego co pomyśleć mogła wtedy tamta osoba, np. na pewno on uważa, że ona jest ładniejsza ode mnie hmmm  strzelę focha aby zamanifestować, że mi się to nie podoba! 
Zabawne, prawda? 
A tak szczerze, ile razy tak właśnie zareagowaliście? Sami zróbcie rachunek sumienia.

Osoby, które znają swoją wartość, wysoko się cenią i są w pełni świadome swojego związku- ufają i nawet do głowy nie przyjdzie im, że ktoś stanowi dla nich zagrożenie. Takie osoby dają przestrzeń . Czują się bezpieczne bo mają spokój w sobie.

Samej zdarzało mi się nagle posmutnieć i zdrętwieć na widok, atrakcyjnej w moim odczuciu, kobiety w otoczeniu mojego mężczyzny. Afer nie robiłam ale moje ciało budowało wysoki mur niedostępności. Nie czułam się z tym dobrze, byłam wręcz zła na siebie za takie proste reakcje. Nie zamierzałam się z tym godzić. Mogłabym przyjąć 6 palców u ręki ale coś takiego jak zazdrość nie jest mi potrzebna na drodze mojego wewnętrznego rozwoju, na którym się mocno skupiam. Porozmawiałam sama ze sobą, przemówiłam sobie do rozsądku, wyobraziłam sobie siebie w takiej sytuacji i nie chce już do tego wracać. Najważniejsze to poznać źródło problemu. Poznając naszego wroga wiemy jak przygotować się do walki
i wiemy jak go pokonać :)


Bo to jest tak, że gdy kochamy siebie to nie mamy już miejsca na zazdrość, spekulacje i szukanie dziury w całym !!!

Daria :)



 
 

O przytulaniu

Ludzie dzielą się na tych, którzy lubią się przytulać i na tych, którzy o tym jeszcze nie wiedzą ;)


Przeprowadziłam kiedyś taki eksperyment. W parku zaczepiłam 2 kobiety. Każda w wieku około 65 lat. Siedziały sobie na ławce i gawędziły. Zapytałam czy któraś z nich może mnie przytulić bo czuję taką potrzebę a osoba która wtedy była tam ze mną na daną chwilę nie była w stanie mi tego zapewnić.
Sytuacja niecodzienna, dla nich niekomfortowa, bo tak jak Wy teraz, one wtedy, wzięły mnie za totalnego świra no i wcale mnie to nie dziwi bo teoretycznie kto podchodzi do obcych ludzi
i prosi ich o przytulenie ;) Kto? JA :)

Zrobiłam tak raz i wyciągnęłam z tego pewną mądrość, którą teraz się z Wami mogę podzielić :) 

Po chwili rozmowy jedna z Pań powiedziała, że mogę usiąść pomiędzy nimi i się do niej przytulić. No ale nie o to mi chodziło aby się o nią oprzeć, chciałam być przytulona i do tego dążyłam. Udało się, Pani się zgodziła. Wstała i objęła mnie rękoma iiiiii oczywiście nie miało to w sobie nic z przytulenia, choć na zewnątrz tak to mogło wyglądać. Nie było w tym ciepła, nie było człowieka. Była sucha interakcja i nic poza tym.  
Chwilę później przechodziła obok mnie i mojego kolegi znajoma ze swoim chłopakiem. Zwróciłam się do Niej z tą samą prośbą, na co ona o nic nie pytając wyciągnęła do mnie ręce
i mnie przytuliła.
To było PRZYTULANIE :) Czułam serdeczny uścisk, ciepło osoby, która chce dokładnie tego samego co ja :) Nie było krępacji, spięcia.

Do czego dążę! Ludzie lubią czuć bliskość drugiej osoby!
Może to być nasz chłopak/dziewczyna, mama, kuzyn, sąsiadka, koleżanka z pracy. Jedni dopuszczają do siebie tylko swoich partnerów nie czując, że ktoś wtedy narusza ich strefę osobistą. Drudzy, tak jak ja, lubią się przytulać i lubią być przytulani. Dla mnie jest to przelewanie na kogoś w sposób werbalny mojej troski, sympatii, moich uczuć. Poza tym uważam, że to piękne gdy dwie osoby w tak prosty sposób mogą wyrazić jednym gestem to co nie jest w stanie oddać setka słów.  

Wtedy w parku, tylko ten jeden raz przytuliłam się do kogoś z kim nie łączy mnie żadna więź i już wiem, że nie powtórzę tego w przyszłości dlatego że to nic nie wnosi. "Przytulając" się do obcej osoby w parku nie czułam nic oprócz mojego przytulania się do Niej. Nie było połączenia
a jedynie sztywność stawów raczej nie wynikająca z wieku tej Pani. Dla kontrastu pojawiło się bardzo szybko ciepło, które płynęło do mnie od mojej koleżanki automatycznie wywołując ciepło w sercu i uśmiech na buzi :) 

Przytulanie jest super :)

Małe dziecko przytula zabawki, przytula rodziców. Szuka kontaktu, pragnie ciepła. Dorosły to wyrośnięte dziecko i potrzeba bliskości jest w nim nadal tylko czasem schowana pod otoczką wypracowanej etykiety, wyuczonej niedostępności. 

Środowisko zewnętrzne uczy nas a właściwie wbija nam regularnie do głowy, że:
- w pewnym wieku już "nie wypada" tak bardzo ekscytować się na widok znajomego na ulicy;
- w pewnym wieku przytulanie się do kogoś, chęć bliskości, kojarzy się ze słabością
i nieumiejętnością radzenia sobie samemu z własnymi emocjami;
- w pewnym wieku przytulamy się tylko w zaciszu domowym gdy nikt nas nie widzi.

Zagłuszamy naszą wewnętrzną, naturalną potrzebę obcowania z innymi ludźmi tylko dlatego, że coś nam nagle "nie wypada" zrobić. Dlatego, że wiek nas zaczyna "zobowiązywać" do konkretnych zachowań.

TOTALNA bzdura !!!

A kto powiedział, że to tylko małe dzieci i kobiety lubią być przytulane? 
Znam mężczyzn, którzy przytulają się częściej niż kilka innych kobiet razem wziętych. Znam kobiety, które są tak silne i zaradne, że pozwalają sobie na przytulanie się jedynie do swoich mężczyzn, z którymi są połączone uczuciowo. Znam dzieci, które lgną do nóg swoich rodziców jak rzepy do ubrań.
Znam ludzi, którzy chcą być przytulani ale są tak bardzo dorośli i  tak bardzo wsłuchani
w opinię innych, że walczą z samymi sobą i własnymi potrzebami.

Jeśli należycie do grona "zbyt" lub "nie wypada" to z doświadczenia mogę Wam powiedzieć, że na bycie dorosłym macie całe życie a na bycie przytulanym macie moment, ten moment w którym liczy się tylko bliskość i nic więcej.


Ja osobiście polecam przytulanie jako najlepszą terapię na wszystko :)


Daria :)


piątek, 25 października 2013

O wdzięczności

Każdego dnia jest co najmniej kilka rzeczy, za które możesz być wdzięczny !!!

Kocham swoje życie!!! 

Dostaję mnóstwo miłości i ciepła od moich bliskich, od moich przyjaciół, rodziny i osób
z którymi pracuję.
Każdego dnia mówię sobie głośno za co akurat teraz jestem wdzięczna, za co dziękuję. Robię to o dowolnej porze dnia, dokładnie wtedy gdy w moim sercu pojawia się taka potrzeba. Robię to od dawna. Widzę cuda, które dzieją się wokół mnie każdego dnia. Dostrzegam znaki świadczące o tym, że wszystko co mnie spotyka jest celowe i prowadzi do najlepszych dla mnie rzeczy. W tym co mnie otacza dostrzegam anielskie cuda.

Najlepsze jest to, że Ty też masz powody do wdzięczności! 
Też masz ludzi, rzeczy, zjawiska, za które możesz dziękować. Nic się nie bierze z niczego. 

To, że masz zdrowie, tzn. że masz powód by za nie dziękować!
To, że masz pracę i pieniądze na rachunki, jedzenie, przyjemności, tzn. że masz rzeczy za które możesz być wdzięczny!
To, że masz wokół siebie kochającą rodzinę, tzn. że masz za kogo dziękować!

Nie musisz mieć wszystkiego. Wystarczy, że masz rzeczy, za które dziś jesteś wdzięczny
i z posiadania których raduje się Twoje serce.
Mogą to być dobra doczesne typu samochód, nowa komoda, dawno wyczekiwany list, uśmiech przechodnia na ulicy... Mogą to być rzeczy dotyczące sfery duchowej czy uczuciowej. Podział jest tu najmniej ważny. Wdzięczność nie ma skali, nie ma miary do jej ważenia bo jest ona najwyższą wartością samą w sobie.

Postaraj się każdego dnia poświęcić kilka minut na wypowiedzenie głośno tego za co jesteś dziś wdzięczny/a.
Początki mogą być trudne ale potem już idzie jak z płatka ;)
Po pewnym czasie uświadomisz sobie, że masz piękne życie, w którym jest tak wiele rzeczy za które dziękujesz. Są Twoje, ciesz się nimi jak dziecko :)


Nie musisz mieć tego co ma sąsiad czy kolega z pracy wystarczy, że masz swoje rzeczy, za które jesteś wdzięczny !!!

Daria :)



Z dedykacją dla Marty, jednego z moich aniołów. 
Dla przyjaciółki, która jest i za to jestem wdzięczna.





O przyjaźni

Przyjaciela warto mieć !!!


Wiem wiem, Ameryki nie odkryję stwierdzeniem, że jedną z piękniejszych rzeczy w życiu każdego człowieka jest "posiadanie" przyjaciela. Pozwolę sobie jednak dodać kilka słów od siebie a może nawet będzie w nich coś odkrywczego ;)

Ciekawe w przyjaźni jest to, że tak naprawdę nikt nikogo nie posiada. Ten związek dwójki duchowo połączonych ludzi, nie jest w żadnym stopniu wymuszony czy sztucznie podtrzymywany przy życiu. Jest tylko naturalność, komfort przebywania, swoboda słów
i przyzwolenie na bycie w różnych stanach emocjonalnych.
Przyjaciel nie osądzą, nie ocenia. Daje przestrzeń na nasze humory. Jest obserwatorem naszych życiowych poczynań i gdy widzi, że zbaczamy z obranej drogi lekko trąca nas
w ramię, patrzy głęboko w oczy i rozmawia. Niczego nie wymusza, niczego nie oczekuje, przekazuje swoją mądrość, swoją opinię i z pełną akceptacją przyjmuje nasze wybory.
Czasem nas skarci, czasem przytuli, nakarmi jak jesteśmy głodni, wysłucha gdy potrzebujemy słuchacza, jest z nami gdy potrzebuje tego nasza dusza.

Przyjaciel to nasza rodzina z wyboru, to nasz anioł stróż, dobra wróżka.

Możesz mieć 1 przyjaciela, możesz mieć 2 przyjaciół, możesz mieć ich tylu ile chcesz bo przecież każdy z nich jest inny i z każdym z nich tworzysz innego rodzaju więź. Z jednym pójdziesz na rolki, z drugim poczytasz książkę, z trzecim pójdziesz na zakupy bo jest świetnym stylistą. Żaden nie będzie miał Ci za złe, że spędzasz z nim mało czasu. On rozumie że panem Twojego czasu jesteś Ty i Ty nim zarządzasz wedle chęci. 

Mam kilku przyjaciół. Moje bratnie dusze, moje kochane anioły, cudownie ubarwiają moje życie samym faktem, że w nim są :)
Uczą mnie samej siebie, pozwalają rozwinąć mi skrzydła tak szeroko jak tylko chcę, są moją inspiracją :) Gdy moje skrzydła lekko opadają podbiegają do mnie z drabiną i unoszą je do góry. Gdy tańczę w deszczu, tańczą ze mną. Są i to wystarczy :) Nawet jak nie ma ich przy mnie to wiem, że są i raduje to moje serce.

Dziękuję, że jesteście :)


Przyjaciela warto mieć, bo przyjaciel dobra rzecz :)

Daria :)

czwartek, 24 października 2013

Dzień świra

Jak się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy !!!

Opiszę Wam mój wczorajszy bardzo długi i szalony dzień. Zdarzeń w nim było co nie miara, zdarzeń, które pokazały, że panowanie nad emocjami, branie kilku oddechów w sytuacji stresowej, to najlepsze panaceum na wszystko :) 

Wstając o 4:00 nic nie zapowiadało aż takiego natłoku emocji, bólu brzucha będącego efektem dużej dawki śmiechu, podróży pociągiem na gapę, nocnego 45 minutowego spaceru do domu...

Wsiadłam do pociągu relacji Gdańsk-Warszawa o 4:51. Okazało się, że jeden z moich kolegów wyjazdu służbowego, zaspał. W związku z tym koleżanka dosiadająca się do niego kilka stacji przede mną była przekonana, że wsiadła do złego pociągu nie zastając go w przedziale ;)
Drugi kolega wsiadający na stacji poprzedzającej moją gonił pociąg, który wyjątkowo podjeżdżał  na peron inny niż zwykle. Coś było na rzeczy ;)

Podroż minęła bez większych atrakcji. Kontrola biletów, małe siku, kanapka z wędliną
i serem, hasło "pifko jasne, pifko" na stacji Warszawa Zachodnia.
Cel podróży- szkolenie. Dotarliśmy na nie bez uszczerbku na zdrowiu, z dość wysokim poziomem kofeiny we krwi i wielkim uśmiechem na buziach, bo przecież sporo się już wydarzyło od tej 4 rano a dzień zapowiadał jeszcze kilka pewnych atrakcji :)
Szkolenie bardzo ciekawe i inspirujące. Wiele znajomych twarzy, dużo buziaków i uścisków- byłam w domu :) W między czasie kolega organizował podróż powrotną bo zmieniła się nam godzina wyjazdu. Byliśmy już w tzw. "pośpiechu", bo trzeba było wyjść wcześniej, złapać ten właściwy tramwaj, znaleźć peron, kupić wodę... 
Wyszliśmy. Kolega gnał jak szalony bo przecież mieliśmy mało czasu, aż 50 min ale rozumiem że dla niektórych to może być mało ;) Z tego pośpiechu wsiadł sam do złego tramwaju
i pojechał. W tym czasie ja z koleżanką podnosiłyśmy z torowiska kobietę, która biegnąc do tego samego tramwaju przewróciła się na nie i co się okazało- skręciła kostkę w lewej nodze ;/ Podprowadziłyśmy ją do ławki, zadzwoniłam do luxmedu, bo tam miała wykupiona kartę, zorganizowałam od jakiegoś pana tabletkę przeciwbólową i podałam moją kawę do popicia. Kolega nie dzwonił, minuty płynęły a my czekałyśmy aż ktoś zabierze tę Panią do szpitala.

Emocji sporo ale przecież poddanie się im byłoby w tym momencie na naszą niekorzyść
a więc zachowuję zimną krew i działam!

Jesteśmy w pociągu. Kolega się znalazł. W przedziale jacyś panowie siedzą na naszych miejscach. Krótka wymiana zdań, ja proponuję zatem, że ktoś komuś teraz musi usiąść na kolanach ;)
Znajomy lekko się spina, że ktoś go podsiadł. Reakcje różne tak jak różni są ludzie. 
Okazuje się, że nasze bilety są z datą na przyszły tydzień haha 
Pociąg rusza. Ja zanoszę się ze śmiechu bo cała ta akcja mnie bawi i przyjmuję ją
z ciekawością co też się ma dziś jeszcze wydarzyć :0 Mój towarzysz podróży czerwienieje ze złości i lekko popada w panikę. Organizujemy nowe bilety ale jest późno i nikt z zewnątrz nie może nam ich kupić w naszym imieniu <LOL> Przez godzinę jedziemy bez biletów :) Ja wcinam część moich zapasów jedzeniowych i słucham muzyki- generalnie chill. Przecież wiem, że będzie co ma być a konduktor wie, że nie mamy biletów i zapowiedział, że sprzeda nam je jak przyjdzie z kontrolą chwilę później :)

Atmosfera się powoli rozluźnia. Już w trójkę zaczynamy żartować z wydarzeń dnia.
Ja zaczynam pisać wpis na kartkach aby uchwycić emocje, raz na jakiś czas zaśmiewając się głośno na wspomnienie wydarzeń opisanych powyżej. Widzę mojego kolegę gnającego za pociągiem i przeklinającego w słowie i myśli gdy okazuje się, że mamy złe bilety. Widzę moją koleżankę gdy wsiada do przedziału a tam nikt na nią nie czeka. Widzę siebie, która je banana i patrzy na to wszystko i ze spokojem przyjmuje te wydarzenia jako element wyjątkowego dnia.
Jako wisienkę na torcie w moim wydaniu uskuteczniam 45 minutowy spacer do domu bo nocny odjechał 3 minuty wcześniej. Ale przecież jest ciepło, pachnie jesienią, na ulicach nie ma ruchu więc maszeruję sobie pustymi, oświetlonymi, ozłoconymi od liści chodnikami
i uliczkami. Uśmiecham się do siebie bo ten dzień trwający już wtedy 20 h przyniósł mi tyle wrażeń i nauki, że jestem za niego najprościej w świecie wdzięczna :)

Pani ze skręconą kostką pewnie ostatni raz przebiegła przez torowisko- to jej nauka.
Kolega- może przestanie się wszędzie śpieszyć i weźmie oddech zanim w przyszłości pozwoli aby uszły z niego emocje w taki właśnie niecenzuralny sposób.
Ja- nadal będę pracowała nad tym aby sytuacje zewnętrzne nie wyprowadzały mnie
z równowagi.


- Będzie co ma być! 

- Pośpiech niczemu nie służy!

- Zanim coś powiesz, kierowany emocjami, weź głęboki oddech a nawet 3. Człowiek sterowany impulsem wrażeń przeprasza innych za swoje zachowanie częściej niż ten, który zachował spokój.

- Wszystkie emocje są w naszych rękach bo powstały w nas i my jesteśmy ich właścicielami. Nauczmy się nimi kierować.



Słów, które wypowiedzieliśmy nie da się cofnąć dlatego... lepiej ich nie wypowiadać ;)


Daria :)

środa, 23 października 2013

O poczuciu winy

Czy jesteś winny czy nie, zawsze ktoś może chcieć Cię wpędzić w poczucie winy !!!

Tak to już niestety jest na tym naszym pięknym świecie, że ludzie, ludziska, ludziki, wpędzają innych przedstawicieli tego samego gatunku w poczucie winy.

Czym dla mnie jest poczucie winy? Sądzę, że dokładnie tym samym czym dla was czyli lekkim pieczeniem w klatce piersiowej, uczuciem dysforycznym, stanem rozbicia pomiędzy tym co sami chcemy dla siebie zrobić a tym czego oczekują od nas inni. Oczekiwania, jak to już kiedyś wspomniałam, nie są niczym dobrym. Częstokroć rozbijają w drobny mak obraz, który stworzyliśmy sobie już w głowie. Niszczą schemat, w którym wydarzy się "coś", a dana osoba powie "to" i "tamto". Obrazy obrazami a życie życiem- schemat się nie sprawdził
i teraz pozostaje smutek i zgrzytanie zębów bo mieliśmy oczekiwania a wyszło NIC. 

Nie ma oczekiwań, nie ma rozczarowań- proste :) 

Wracając jednak do tematu. Nie lubię czuć, że ktoś chce we mnie wzbudzić poczucie winy, wy pewnie też nie. To co ja z tym robię to nie pozwalam sobie aby ktokolwiek,
z jakiegokolwiek powodu mnie w nie wpędził :) To jest jedyna znana mi droga, z której nie zamierzam schodzić. Może istnieją inne ale ja swoją poznałam i będę jej wierna.

Jakie sytuacje potrafią wpędzać w poczucie winy, jakie słowa są zapowiedzią tego, że ktoś chce nas uczynić "winnymi", oto kilka przykładów dla przestrogi:
- obiecałeś/aś, że pójdziesz ze mną;
- a mówiłeś/aś, że znajdziesz czas;
- jak to ? Nie możesz tego dla mnie zrobić?
- a sądziłem/am, że nie będzie to problem;
- mogłeś/aś mnie uprzedzić, że masz dla mnie tak mało czasu;
- ooo, to jednak się nie spotkamy?
- a ja na Ciebie czekałam/em...

Jeśli usłyszycie taki początek wypowiedzi to proponuję od razu rozłożyć płaszcz ochronny
w postaci świadomości, która pozwoli Wam spojrzeć realnie na sprawę i odciąć się od tych szemranych emocji. Nie prowadzą one bowiem do niczego konstruktywnego i dla Was dobrego.

Kto ma uszy, niechaj słucha !!!

Daria :) 

wtorek, 22 października 2013

Egoizm a miłość własna

Egoizm i miłość własna mają różne matki !!!

Będąc dziś na siłowni miałam ciekawą sytuację, która to przeważyła o temacie dzisiejszego wpisu. To właśnie dziś a nie jutro temat ego miał wypłynąć spod moich palców do Waszych oczu :)

Podczas rozmowy z poznanym tam jakiś czas temu mężczyzną i wymienieniu z nim kilku zdań na temat związków, bycia  w relacji, itp., itd. padło słowo egoizm
Mam dużą łatwość w nawiązywaniu kontaktu z ludźmi i wchodzenie w tego typu rozmowy nie sprawia mi problemu, dlatego też pojawiło się zagadnienie całkiem poważne w rozmowie pomiędzy dwojgiem tak naprawdę nie znających się osób ;)

On nie zna mnie, nie wie jakie mam podejście do siebie samej i do świata.
Ja znam go na tyle na ile słuchając tego co mówi wyrobiłam sobie jakiś jego obraz. 

Zapytałam go czy jest szczęśliwy w związku, w którym jest, na co On stwierdził, że to trudne pytanie hmmm według mnie bardzo proste: albo się jest szczęśliwym albo nie, nie ma innej opcji. 


Odegrajmy małą scenkę na potrzebę chwili.

Ja: Człowiek albo jest szczęśliwy i odpowiedź na takie pytanie przychodzi mu z łatwością albo zaczyna szukać wielu słów pomocniczych i dzwoni do przyjaciela i szuka koła ratunkowego by tylko nie powiedzieć na głos słowa NIE. Wydajesz się być kimś kto raczej nie będzie
w związku tylko z rozsądku, kimś kto dba o siebie...

On: Czyli uważasz, że jestem EGOISTĄ?...

Egoizm i miłość własna to dwa skrajne pojęcia!

Miłość własna to dbanie o siebie, świadomość własnej wartości i wyjątkowości. To szanowanie swoich potrzeb. To chwalenie się swoją wyjątkowością i radowanie się byciem w zgodzie ze sobą samym. Miłość własna to siła budująca, napędzająca rozwój i dająca początek dobrym nawykom i celowości naszych działań.

Egoizm to twór biorący początek w słabości, karmiący się energią innych ludzi. Egoizm własny daje korzyści na poziomie materialnym, doczesnym i nie dotyka sfery duchowości.

Jest czymś niesamowicie pięknym to, że ktoś potrafi mówić o swoich sukcesach i zaletach :)
Jest wspaniałe to, że ktoś potrafi poświęcić czas sobie samemu na swój rozwój, na tworzenie mapy marzeń, na bycie sam na sam ze swoimi myślami.
To cudowne, że ktoś dba o siebie dlatego, że kocha siebie. Skoro kochamy ludzi, którzy wchodzą i wychodzą z naszego życia, to jak się obejść bez kochania kogoś z kim jesteśmy całe nasze życie, bez kochania nas samych?

Jeśli przestaniemy mylić miłość własną i szacunek do siebie z egoizmem, nasze życie nabierze nowych barw. Pozwolimy sobie w końcu na rozpostarcie swoich pięknych skrzydeł i na odbycie lotu w przestworza naszych nieograniczoncyh możliwości.


Pamiętajcie, że możecie być jak Feniks, no chyba że wolicie być Ikarem ;)

Daria :)




niedziela, 20 października 2013

Kompromisy srisy ;)

Z kompromisami jest tak- nie uznaje ich !!!


Jest kilka słów, które jakiś czas temu wyrzuciłam ze swojego prywatnego słownika a wśród nich jest, m. in. słowo KOMPROMIS!

Znam to słowo, kiedyś nawet nim operowałam, starałam się wprowadzać w życie. Było to bardziej za namową drugiej osoby niż za moją wewnętrzną potrzebą. Usłyszałam nawet kilka razy, że w związku UWAGA "trzeba chodzić na kompromisy, że życie na tym polega i ja tak nie robiąc pokazuję, że liczę się tylko ze sobą samą"!

Że cooooo? A od kiedy to dbanie o siebie jest złe? 
Chyba jedynie wtedy gdy mylimy pojęcie miłości własnej z pojęciem egoizmu!!

Już wtedy mi to nie pasowało, coś w środku mnie mówiło, prawie krzyczało, że nie na tym to polega, że nic co pochodzi z wymuszenia i nacisku nie może być dobre i rozwijające. 

Miałam czuja ;)

Dzięki temu, że wyrzuciłam to słowo z użycia nie mam poczucia winy, że robię coś dla kogoś kosztem siebie, że poddaję się czyjejś presji dla czyjegoś dobra, zapominając o własnym komforcie... Nie pojawiają się w moim życiu sytuacje, że to ja wymuszam na kimś zrobienie czegoś na co nie ma najmniejszej ochoty tylko dlatego że ja tak "ładnie proszę". 

Kompromis nie daje 100% zadowolenia żadnej ze stron. Jest półśrodkiem, bombą
z opóźnionym zapłonem, która wybucha przy pierwszej lepszej kłótni. Wtedy to nagle okazuje się, że którejś ze stron nie było na rękę zrobienie tego czy tamtego ale że "chciał dobrze" to zgodził się na warunki drugiej osoby. A wystarczyło pozwolić 1 ze stron zrobić swoje a drugiej swoje i każdy byłby zadowolony :) 

Jeśli ja chcę iść biegać swoje 15 km a mój partner chce w tym czasie czytać książkę to nie mam prawa wyciągać go na bieganie dlatego, że wspólne bieganie jest fajne ;) On równie dobrze mógłby chcieć zatrzymać mnie w domu przy sobie i książce ;)

Załóżmy jednak, że idziemy oboje na kompromis polegający na tym, że wybiegamy z domu razem.  Biegniemy 7 km  bo On nie jest biegaczem i 15 km to dla niego absurd. Wracamy do domu zadowoleni bo zrobiliśmy coś razem. Poszliśmy na kompromis a więc nasze szczęście sięga zenitu. No ale tak naprawdę ja chciałam przebiec 15 km i tymi 7 km się ani nie wybiegałam ani nie zmęczyłam. On chciał siedzieć w fotelu i czytać książkę a teraz jest zmęczony i marzy już tylko o pójściu spać.

Na pewno było miło ale czy nie byłoby milej gdybyśmy pozwolili sobie na robienie tego na co mieliśmy naprawdę ochotę? Czy nie byłoby korzystniej dla związkowej przestrzeni i siebie samego przede wszystkim, danie pełnego przyzwolenia na czytanie, bieganie, robienie na drutach, itp. itd.?

Ludzie chodzą na kompromis z kilku powodów:
- bo nauczono ich, że na tym polega życie;
- bo chcą mieć święty spokój;
- z miłości do kogoś i towarzyszącego temu poczucia obowiązku poświęcania się;
- bo tak się powinno (to 2gie słowo, które wykasowałam z mojego słownika).

Nie mówię, że ma się być głupio upartym i na wszystko mówić NIE!
Nie mówię, że mamy lekceważyć czyjeś potrzeby czy prośby!
Nie mówię, że w relacjach z ludźmi mamy dbać tylko o swoje dobro!
Nie mówię, że mamy bronić swojego stanowiska kosztem wszystkiego!

Mówię, że w świecie pełnym połączeń ludzkich emocji, uczuć i działań, nie możemy zapomnieć o sobie! Że nie możemy licytować czyja sprawa jest ważniejsza lub czyj problem jest większy bo każdy problem ma swojego właściciela i swoistą dla niego skalę.

Wszystko opiera się o szacunek i zrozumienie faktu, że ludzie są różni i mają różne potrzeby.
Co innego kompromis a co innego zrobienie czegoś z pełnym przekonaniem i ochotą.


Kompromis robi różnicę ;)

Daria :)

sobota, 19 października 2013

O własnym rozwoju

Robiąc rzeczy, które sprawiają nam przyjemność stajemy się lepszymi !!!

Rzecz to bardzo prosta i oczywista dla mnie- jedyną osobą, w którą ZAWSZE warto inwestować jesteśmy my sami. Wszelkie działania podejmowanie na rzecz naszego rozwoju,  jutro, za miesiąc, może rok- przyniosą nam oczekiwany sukces. 

Prawda jest taka, że jeśli robimy coś z pasją, z przekonaniem, z czystą intencją to wszystko jest łatwe, miłe i przyjemne :) Żadna nauka nie jest ciężka, żaden trening nie jest ciężki, żadna książka nie jest nudna, jeśli robimy to dla siebie. Jeśli widzimy sens w naszym działaniu i chcemy być jutro lepszymi niż dzisiaj, to wszystko wokół nam sprzyja a rzeczy dzieją się szybciej! Te "zbiegi okoliczności" sprzyjających, te sprzężenia zwrotne sił kosmicznych ukierunkowane są na nas i mocno pchają nas do celu.

Jeśli coś nie jest nasze to idzie nam z tym jak po grudzie. Rozwleka się w czasie, przyprawia nas o mdłości a rezultaty pozostają jedynie w sferze marzeń. Może warto sobie wtedy odpuścić? Przecież nie każdy musi być dobry we wszystkim wystarczy że jest świetny w kilku rzeczach :)

Warto robić to co sprawia nam przyjemność bo to czyni nas lepszymi dla siebie i lepszymi dla otoczenia. Człowiek spełniony nie jest złośliwy, nie czepia się pierdół, nie naciąga rzeczywistości. Z takim kimś żyje się lekko a o to przecież chodzi w życiu :)

Daria :)


 


czwartek, 17 października 2013

Aaaaaaa, nie ważne

Rzeczy są ważne jeśli ważnymi je uczynimy!!

Warto podkreślać sens rzeczy dla nas ważnych, spraw istotnych i dających radość. Jeśli coś takim nie jest, to według mnie, nie warto o tym mówić czy przejmować się tym. Mówienie dla samego mówienia jest zakłócaniem ciszy i powinno być karalne ;)

Strzałem w kolano jest zawracanie sobie głowy i tracenie energii na rzeczy wykreowane przez fantazję naszą czy innych ludzi. Łapaniem się brzytwy jest przejmowanie się tym co jest wyssane z palca głęboko grzebiącego w bujnej wyobraźni ;)

Na pewno kilka razy w życiu zdarzyło się, że Wasz rozmówca, czy to drogą telefoniczną, czy
w rozmowie w 4 oczy,  rozpoczął jakieś zdanie
, podjął jakiś temat po czym wstrzymał oddech na kilka sekund by po przerwie technicznej troszkę nieśmiało i cichutko powiedzieć "Aaaaaaa, nie ważne!"
Patrząc na płeć piękną- u nas często jest to efekt niedopowiedzianych emocji i uczuć. Jak jest u mężczyzn to należałoby zapytać kilku z nich ale że teraz nie mam na to czasu to wysunę  śmiałą tezę, że baza jest dokładnie ta sama :) (Jeśli któryś z mężczyzn ma inne zdanie to ma do tego prawo oraz chętnie ten temat z nim przedyskutuję :) ).

Najczęściej jednak w moim odczuciu używa się tego zwrotu w sytuacji gdy ktoś się z czymś czai, wstydzi się powiedzieć prosto z mostu, boi się naszej reakcji/odmowy na prośbę której jeszcze nie przemycił do rozmowy. Tymi 3 wyrazami i 1 przecinkiem prowokuje nas do ciągnięcia go za język, do dopytywania, interesowania się.
Jako dorośli przedstawiciele gatunku homo sapiens z pewnym bagażem doświadczeń już wiemy, albo jesteśmy na etapie uświadamiania sobie faktu, że jest tak- ludzie lubią być proszeni!

Nie lubię tego !!! 

Jeśli nie ważne to po co o tym wspominać, "zawracać komuś głowę" nieistotnym?

A jeśli ważne to im szybciej o tym powiemy tym szybciej ciężar spadnie nam z serca :) Nadbagaż zawsze jest dodatkowo płatny ;)

Ryzyko mówienia "Aaaaa, nie ważne" jest takie, że trafiając na twardego zawodnika, który jedynie słucha a nie potrafi czytać emocji, nasz apel o pomoc zostanie nie dostrzeżony. Taka osoba nie zapyta 3 razy "Ale o co chodzi?", "Wszystko ok?". Przyjmie za pewnik nasze "nie ważne" i nasze bardzo ważne stanie się nieważnym ;/ 

Nooooo, zatem pamiętajmy, że słowa mają dużą moc i jeśli czegoś nie mówimy to inni mają prawo o tym nie widzieć :)

Daria :)



środa, 16 października 2013

Przypadki nie istnieją

Nie ma czegoś takiego jak zbieg okoliczności !!!
 

Dawno dawno temu, za górami, za lasami, ja mała Daria od czasu do czasu posługiwałam się zwrotami typu: "zbieg okoliczności", "przypadek", "zrządzenie losu"...

Jakby to powiedziała Rachel, bohaterka mojego ukochanego serialu "Friends"- były to czasy DAWNE ;)

Od tamtego momentu dużo się wydarzyło a moje postrzegania wielu aspektów życia zmieniło sie o 180 stopni. Sięgając pamięcią do przeszłości przyznać muszę, że bywało różnie. Raz łatwo, miło i przyjemnie a innym razem ciężko, płaczliwie i z ogromnym bólem w okolicy czakry serca. Teraz wiem jednak, że tak właśnie kształtuje się nasz duch i tak przebiega proces wewnętrznego dojrzewania. Tak wygląda życie :) 
Trzeba wyjść poza swoją strefę komfortu, trzeba walczyć ze swoim ego, trzeba pracować nad sobą, być gotowym na zmiany i z wdzięcznością przyjmować wszystko co się wydarza. Gdy zaczynamy tak myśleć okazuje się że łzy nie są takie słone, schody nie są za wysokie, ludzie nie są zbyt wymagający- wszystko wtedy jest w sam raz dla nas, idealne na naszą miarę :)


Wszystko dzieje się po coś. 

Wszystko w czym bierzemy udział- do czegoś prowadzi. 

Wszystko co jest naszym udziałem- jest częścią planu.

Każda spotkana osoba, każda sytuacja, każda wyciągnięta z życia lekcja, każda przeczytana mądrość, każda zasłyszana w przelocie piosenka- miała stać się naszym udziałem i dlatego się wydarzyła.

To, że byliśmy w miejscu X o porze Y i spotkaliśmy znajomego sprzed lat- to nie przypadek.

To, że uciekł nam autobus i czekając na kolejny znaleźliśmy na chodniku 100 zł.- to nie przypadek. 

To, że pomyśleliśmy o kimś kogo chcielibyśmy spotkać a potem go spotkaliśmy- to nie przypadek.

To, że mieliście smak na naleśniki a po powrocie do domu czekały na nas na stole- to nie przypadek.

To, że czytacie mojego bloga- to nie przypadek ;)


W codziennych sytuacjach gdy realizują się rzeczy o których powiedziałam na głos lub "tylko" o nich pomyślałam- uśmiecham się do siebie i mówię "chciałam to mam, proste":) 


Wczoraj widziałam się z moim przyjacielem, który na kilka dni przyjechał do Polski. Na koniec herbatkowania nie żegnaliśmy się zbyt wylewnie bo mieliśmy się widzieć dziś. 3 h po spotkaniu poszłam biegać. Było po 23:00 gdy na jednym z parkingów oddalonych 10 km od mojego domu widzę znany mi samochód a wewnątrz auta znaną mi bardzo dobrze twarz mojego przyjaciela :) 
Wymieniliśmy kilka zdań, na pożegnanie uśmiechów milion i... dziś w związku z tym i tamtym i jeszcze czymś innym spotkanie nie doszło do skutku :) Uśmiecham się szeroko na myśl o tej sytuacji, bo przecież właśnie dlatego ja znalazłam się wczoraj tam gdzie był On abyśmy mogli się ze sobą pożegnać. Według planu, którego jeszcze wczoraj nie znałam, dziś nie miało być nam dane się zobaczyć :)
 
Jakieś pytania jeszcze ? ;))

Daria :)

Dobroć a naiwność

Granice cienkie czy grube nadal pozostają granicami !!!


Bardzo cienka granica oddziela bycie dobrym od bycia naiwnym.  Stąpamy po cienkim lodzie tafli naszego prywatnego wewnętrznego jeziora zwanego Ego, gdy tylko stajemy przed decyzją- pomóc proszącemu czy zadbać o siebie i powiedzieć "Dziś nie mogę", "Wiesz, nie pasuje mi to", itp. itd.

Nie jesteśmy nauczeni odmawiania komuś kto czegoś od nas oczekuje, o coś nas prosi, czegoś od nas wymaga. A przecież mamy prawo wyrazić brak chęci do działań. Mamy prawo nie lubić czegoś, nie chcieć brać w czymś udziału, nie być tym "na którym zawsze można polegać"! Oraz tak naprawdę kto ma prawo czegokolwiek oczekiwać od innych?

Zasadniczo cała przyjemność wynikająca ze spełniania czyjejś prośby polega na tym, że my chcemy pomóc "spragnionemu" albo "głodnemu" i nie kieruje nami poczucie obowiązku
a czysta, płynąca z serca intencja.

Lód na jeziorze jest cienki a zgadzając się na czyjeś niekorzystne dla nas warunki bierzemy na siebie kilogramy własnego niezadowolenia lub kilogramy poczucia winy jeśli odmówimy. Tak czy tak jest źle bo kilogramów przybywa ;/ 

Dzieje się tak ponieważ boimy się krytyki i oceny innych. Nie myślimy o sobie bo nauczono nas, że dbanie o siebie=egoizm czyli samo zło. Na wieloletnim etapie kształtowania się poczucia naszej wartości nie nauczono nas, że egoizm to coś innego niż miłość własna  i dbałość o wewnętrzny spokój. Zgadzamy się więc często na warunki, które nie są dla nas ani komfortowe ani w najmniejszym stopniu korzystne. Wolimy dać przyzwolenie na wejście nam na głowę niż powiedzieć, że nie mamy ochoty czy czasu. 

A nie ma nic złego w tym, że odmówimy koleżance udziału w shoppingu w centrum handlowym dlatego, że wolimy w tym czasie iść na spacer do lesu. 
Nie ma nic złego w tym, że nie pójdziemy na imprezę z grupą znajomych bo wolimy posiedzieć w domu z pudełkiem lodów czy paczką paluszków wpatrzeni w ulubiony serial.
Nie ma nic złego w dbaniu o swoje interesy i własne sprawy. 


Bycie dobrym trzeba zacząć od bycia dobrym dla siebie !!!

Droga do bycia nadgorliwym zaczyna się dokładnie tam gdzie na bocznicy czekają nasze sprawy, nasze potrzeby, nasze chęci i ambicje. 

Droga do naiwności to ta droga wzdłuż której jest mnóstwo bilbordów i reklam
z następującymi hasłami:
 "Jestem fajny/a bo za wszelką cenę uszczęśliwiam innych.", 
"Warto się ze mną trzymać bo często zapominam o sobie.",
 "Zaufaj mi, zrobię dla Ciebie wszystko."


Nie podobają mi się te hasła, a Tobie?



Daria :)